Małysz i Hannawald w wyścigu po Puchar Świata

Czy rywalizacja w Pucharze Świata jest już rozstrzygnięta, czy też drugi skok Svena Hannawalda w anulowanej serii w Holmenkollen to znak, że Niemiec jest w stanie przeszkodzić Małyszowi w trzecim, kolejnym zwycięstwie w klasyfikacji generalnej?

- Dla mnie liczą się mistrzostwa. A Puchar Świata niech zdobędzie Adam - te słowa Sven Hannawald wypowiedział w połowie stycznia po dwóch zwycięstwach w Zakopanem. Deklasował wtedy konkurencję, był w nieprawdopodobnej formie, a na błękitnym niebie, pod które wzbijał się jak szybowiec, nie było ani jednej chmury. Sven zrezygnował wtedy ze startu w trzech kolejnych zawodach PŚ. Przed mistrzostwami świata w Val di Fiemme chciał oszczędzić sobie morderczej wyprawy do Japonii. Małysz, który jak reszta skoczków był wtedy dla Svena jedynie tłem, do Azji się wybrał, by jak mówiliśmy wtedy: "ciułać pucharowe punkty". Nie bardzo wierzyliśmy, żeby w przeciętnej formie, w jakiej wtedy był, mógł zwojować w tym sezonie coś więcej niż ewentualny triumf w PŚ. Na tym zależało mu znacznie bardziej niż Hannawaldowi i wszystkim innym rywalom.

Tymczasem po średnio udanej wyprawie do Japonii (125 pkt. w trzech konkursach) przed zawodami w Willingen Polak postanowił odpocząć. Była to kontrowersyjna decyzja, ale wskazywała wyraźnie, że Małysz nie odpuszcza mistrzostw świata, że poważnie myśli o sukcesie we Włoszech. Jak poważnie, wiemy dziś doskonale.

Val di Fiemme - to miały być mistrzostwa Hanniego, a stały się mistrzostwami Małysza. W dodatku, kiedy Polak wznosił się na wyżyny, Sven niespodziewanie je opuścił. We Włoszech nie było nawet walki. Kiedy Adam latał po złote medale, Sven, który przed chwilą był w bajecznej formie, w najważniejszej próbie sezonu zwyczajnie spadał z progu. Forma wielkich mistrzów, jak już wiele razy w przeszłości, nie przychodziła w tej samej chwili. Kiedy w 2001 roku Małysz w wielkim stylu wygrywał Turniej Czterech Skoczni, Sven przeżywał najgorszy okres w karierze. Kiedy rok później Niemiec jako pierwszy w historii wygrywał na TCS cztery razy, Małysz popadał w kryzys. Na igrzyskach w Salt Lake City "pogodził" ich Simon Ammann.

W tym sezonie Małysz jako pierwszy skoczek ma szansę zdobyć Puchar Świata trzeci raz z rzędu. W tym czasie Sven miał zupełnie inne cele. Na pewno jego wypowiedź z Zakopanego była szczera, więc PŚ traktował raczej niezbyt poważnie. Ale po klęsce we Włoszech to właściwie jedyne trofeum, jakie Niemiec może zdobyć w tym roku. Nie ma więc mowy, by poddał się bez walki. Po powrocie z Włoch mówił o tym otwarcie. Wtedy jednak w klasyfikacji generalnej miał nad Małyszem 74 pkt. przewagi.

W Holmenkollem Małysz wygrał dopiero pierwsze zawody w tym sezonie i od razu znalazł się na pozycji lidera PŚ. To dowód jak (mimo braku błysku) równo, solidnie i mozolnie pracował na skoczniach w tym roku. Hanni zwyciężał w tegorocznym PŚ aż sześć razy, ale dziś jest w klasyfikacji generalnej dopiero drugi. W Oslo zajął 14. miejsce, ale to na pewno nie znaczy, że w ostatnich czterech konkursach sezonu jest bez szans. Polak wybił się teraz na poziom nieosiągalny dla rywali (skacze w takim stylu jak Hannawald w Zakopanem), jego formę najlepiej ilustrowała przewaga 8,5 m, jaką uzyskał nad najgroźniejszym rywalem w pierwszej serii konkursu w Holmenkollen. Ale też drugi skok Niemca w anulowanej serii w Oslo (122,5 m, choć z wyższego rozbiegu) to dowód, że zapaść formy nie musi trwać do końca sezonu.

Rywalizacja skoczków o Puchar Świata jest zwykle w cieniu walki o medale igrzysk, MŚ czy nawet prestiżowego Turnieju Czterech Skoczni. Tym razem może być inaczej. Przed nami cztery konkursy, które rozstrzygną rywalizację dwóch wielkich mistrzów. Dziś murowanym faworytem wydaje się być Małysz. My, rzecz jasna, wolelibyśmy, żeby to był już ostateczny zwrot w walce o Puchar Świata. Ale pamiętajmy - na razie Małysz ma 8 pkt. przewagi. Do zdobycia jest jeszcze 400. Jaki będzie ich podział?

Prognoza jest niepewna z dwóch względów.

Gdyby potwierdził się powrót formy Hannawalda, zobaczylibyśmy cztery konkursy, w których dwaj najwięksi obecnie mistrzowie skoków będą u szczytu swych możliwości. Te cztery konkursy (dwa w Lahti i dwa na mamucie w Planicy) mogłyby przejść do historii jako najbardziej pasjonująca walka o Puchar Świata. Pasjonująca walka to przecież walka do końca o trudnym do przewidzenia wyniku.

Poza tym finisz może być dramatyczny również ze względu na silne wiatry, które konkursy w Lahti i Planicy czynią zawodami największego ryzyka. W tak niestabilnych warunkach jak w Finlandii i Słowenii wynik rywalizacji o PŚ może nie zależeć tylko od klasy i formy skoczków.

Wreszcie nie zapominajmy, że jest jeszcze ten trzeci - Austriak Andreas Widhoelzl, który ma zaledwie trzy punkty mniej od Hannawalda.

Być może czeka nas finisz pasjonujący bardziej, niż byśmy chcieli...

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.