Sven Hannawald: Fantastyczne! Niepowtarzalne! Megagenialne! I moje długie skoki, zwłaszcza ten pierwszy w sobotę, i ta reakcja publiczności, którą jestem wzruszony, to wszystko jest jak jedna wielka bajka.
- Nie zapomnę tej atmosfery do końca kariery. Jestem po prostu superszczęśliwy. Polscy kibice zrobili jeden wielki fantastyczny spektakl. To wielka promocja naszej dyscypliny. Wielkie, wielkie dzięki!
Oczywiście ze swego pierwszego skoku w sobotę też jestem zadowolony. Kiedy wychodzi taki skok, zawodnik czuje, że właśnie dla czegoś takiego poświęcił całe życie tej dyscyplinie. Zapomina się o wszystkich negatywach, problemach, jakie się kiedykolwiek miało. A w sobotę jeszcze wszystko złożyło się w jedną całość: skok megabomba i wspaniali, wspaniali widzowie.
- Liczyłem, że tym razem kibice będą wobec mnie fair, ale nie byłem tego pewien. W końcu Polski Związek Narciarski i Niemiecki wiele pracowały w lecie, żeby przełamać bariery. Uczestniczyliśmy we wspólnych obozach z polskimi skoczkami. Nigdy w życiu nie spodziewałem się jednak, że zostanę przyjęty tak serdecznie. W sobotę, kiedy tuż przed moim skokiem odpalona została raca, przebiegły mnie trochę ciarki, jak to się skończy. Ale potem była już tylko jedna wielka euforia. Wielkie pozytywne zaskoczenie. Jestem wam wdzięczny, że mogłem przeżyć coś takiego.
- Niczego nie planowałem, bo nie mogłem przewidzieć, że uda mi się wygrać zawody i skoczyć tak dobrze. Zachowałem się zupełnie spontanicznie. Musiałem jakoś podziękować tej rzeszy kibiców za to, że stworzyła dla mnie taki niezapomniany wieczór. Mogłem tylko w ten sposób, bo przecież nie mógłbym uścisnąć ręki i rozdać autografów wszystkim, którzy by chcieli.
- Ja nigdy nie miałem problemów ani żadnych złych stosunków z Polską i Polakami. Tylko z pewną grupą kibiców, nie znających obyczajów ponujących na skoczni, którzy w dodatku nadużywali alkoholu. Gwizdali na mnie i wyzywali, ale ja dobrze wiedziałem, że nie cała Polska jest przeciwko mnie. Dostałem zresztą mnóstwo listów z przeprosinami od polskich fanów. Dziś jednak wszystko jest zapomniane. Po dwóch tak fantastycznych konkursach już cieszę się, że za rok znów wrócę do Zakopanego i będę mógł tu startować.
Muszę dodać, że wielkie uznanie należy się obu panom prowadzącym show pod skocznią. Świetnie potrafili pokierować nastrojami widzów, podgrzewali atmosferę podczas każdej przerwy i stworzyli fantastyczny spektakl. Myślę, że nawet Niemcy mogliby się od organizatorów zawodów w Zakopanem wiele nauczyć.
- Ile? Nigdy dosyć! Ale moim celem nie jest bicie rekordów, ale po prostu zwycięstwa. Choć oczywiście przyjemnie jest ustanawiać rekord, bo to oznacza, że skoczyło się perfekcyjnie, tak jak jeszcze nikt dotąd na danym obiekcie. Ale też że miało się niebywałe szczęście do warunków atmosferycznych, śniegu itd., bo to wszystko musi się zgrać. Z rekordu w Zakopanem cieszę się zaś szczególnie, bo bardzo lubię tę skocznię, a też ta publiczność zasługiwała na szczególne potraktowanie. Dla takich widzów chce się bić rekordy.
- Sam strój nigdy nie wystarcza do zwycięstwa. Miałem wspaniałe warunki atmosferyczne, które zgrały się z perfekcyjnie wykonanym skokiem. Dlatego poleciałem tak daleko.
- Moja technika rzeczywiście pozwala mi lecieć daleko i ja też czuję, że mógłbym skoczyć np. 145 m. Ale, jak mówiłem, bardzo ważne są jeszcze warunki atmosferyczne.
- To dla mnie samego wielkie zaskoczenie, że tak szybko doszedłem do formy po operacji. Na pewno pomaga mi to, że rezygnuję ze startów w eliminacjach. Nie myślę jednak o dalszej części sezonu, zawsze koncentruję się tylko na najbliższych zawodach. O japońskie plany najlepiej zapytać trenerów, bo to oni zadecydują.
- Jestem technikiem i technika to moja najmocniejsza strona. Pozwala mi wygrywać konkursy nawet teraz kiedy nie jestem w najlepszej kondycji fizycznej. Dlatego cały czas pracuję nad techniką i ją udoskonalam.
- To oczywiście niewykluczone. Czeka nas jednak jeszcze wiele odsłon w tym sezonie. Mistrzostwa świata w Val di Fiemme, które rządzą się swoimi prawami, mistrzostwa świata w lotach narciarskich w Kulm. Zawsze powtarzam, że w tej dyscyplinie ciężko coś przewidzieć i zaplanować, bo zbyt wiele rzeczy nie zależy wyłącznie od formy samego zawodnika. Adam pokazuje, że formę ma co raz bardziej stabilną. Może nawet najbardziej stabilną ze wszystkich, bo choć nie wygrał zawodów w Pucharze Światan jest w czołówce od początku sezonu. Dlatego jest jedym z faworytów do końcowegpo zwycięstwa.
- Nie da się przesądzić, które z tych zwycięstw ma najwyższą rangę. Każdy z tych triumfów to coś wielkiego i niepowtarzalnego. Ale zwycięstwo w całym Pucharze Świata oznacza, że zawodnik był najlepszy, miał najbardziej stabilną formę przez cały sezon. Jeśli Adamowi się uda, oznaczać to będzie, że był najlepszy i najrówniejszy przez ostatnie
trzy lata.