Portret zwycięzcy TCS Janne Ahonena: Człowiek w plastikowej masce

Czemu znów wygrałem? A bo ja wiem? Czy ja się na tym znam, czy co? - mówi największy ponurak wśród skoczków, wiecznie milczący i nigdy nieuśmiechnięty zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni Fin Janne Ahonen. Nie do końca jednak taki ponury...

Konferencja prasowa po konkursie w Oberstdorfie. Podekscytowany niemiecki dziennikarz pyta Janne Ahonena (po każdych zawodach Pucharu Świata trzech pierwszych zawodników ma obowiązkowe spotkanie z prasą), czy większe wrażenie zrobiło na nim piąte z rzędu zwycięstwo Svena Hannawalda, czy czwarte miejsce Martina Schmitta - najwyższe w tym sezonie, miał przecież operację kolana. Fin teatralnie rozkłada ręce i unosi w górę brwi. - I don't care (A co mnie to obchodzi) - pada odpowiedź. I tak jedna z dłuższych. Zwykle na konferencji Janne ogranicza się do słów: "tak", "nie", "nie wiem". - Ja się znam na skakaniu, a na wietrze to zna się kto inny - odpowiedział na pytanie, czy bardzo przeszkadzał mu wiatr, wzbudzając wśród dziennikarzy sensację.

Wesoły ponurak czy ponury wesołek

Kiedy okazuje się, że Ahonen znów znalazł się na podium, dziennikarze pod skocznią spoglądają na siebie z rozbawieniem: - Znów Janne nic nam nie powie na konferencji prasowej, ale za to będzie zabawa. Po wygraniu konkursu w Innsbrucku zasiadł przy stole między drugim Florianem Lieglem i trzecim Martinem Hoellwarthem. Jak zwykle z ponurym obliczem. Nie patrzy na salę pełną dziennikarzy, ale zatapia się w kartce z wynikami. Na pytania reaguje jak nieprzygotowany do lekcji uczeń, który liczy, że akurat dzisiaj na niego nie padnie. Ale nie może nie paść, skoro wygrało się konkurs. Więc co pada pytanie z sali, to Janne podrzuca mikrofon albo Lieglowi, albo Hoellwarthowi. Przyciśnięty przez młodą dziennikarkę, jaką taktykę planuje na ostatni konkurs w Bischofshofen, bo może tym razem zrezygnuje z eliminacji jak Hannawald, odpowiada: - To win (wygrać). Proszony o opinię na temat systemu KO, jakim rozgrywany jest Turniej Czterech Skoczni, nad czym wcześniej rozgadał się Hoellwarth, odpowiada krótkim: - Same (uważam tak samo).

Myliłby się jednak ten, kto uznałby Ahonena za nieokrzesanego gbura. W kontaktach z prasą fińską jest zupełnie inny. W Innsbrucku tak się rozgadał, że żaden z dziennikarzy nie musiał już zadać choćby jednego pytania. Zawodnik sam wyczerpał wszystkie tematy. W fińskiej kadrze pełni zaś funkcję faceta od rozładowywania napiętej atmosfery. Uwielbia robić kolegom i trenerom dowcipy. Ma poczucie humoru. Gdy dziennikarz spytał go kiedyś, czemu nawet po zwycięstwach nigdy się nie uśmiecha, odparł: - Niech pan skoczy z tej skoczni i przeleci 120 m jak ja. Chciałbym zobaczyć, czy pan będzie się uśmiechał.

Po konkursie w Garmisch-Partenkirchen, gdzie przecież miał upadek, kiedy fińska ekipa z wielkim trudem próbowała zapakować się do busa i w końcu ściśnięto się z walizami na kolanach, Janne stwierdził: - No, ale od Bischofshofen będziemy mieli drugi samochód. Mam zamiar wygrać ten wózek.

Przed wygranym turniejem w Innsbrucku miał też powiedzieć żartem do swego serwisanta: - Tylko mi nie nasmaruj nart tak dobrze jak w Ga-Pa. Nie chcę znów polecieć tak daleko i źle wylądować.

Janne dorasta

Zaczynał w wieku pięciu lat w klubie Lahden Hiihtoseura w rodzinnych Lahti. Mając 15 lat, został mistrzem świata juniorów na zawodach w Harrachovie w 1993 roku i wszedł - jak się okazało na stałe - do reprezentacji seniorów.

Na najwyższym podium w konkursie Pucharu Świata stanął już w pierwszym sezonie występów - w Engelbergu w wieku 16 lat. Od tamtej pory wywalczył osiem medali na igrzyskach olimpijskich i mistrzostwach świata. Wygrał też 20 konkursów Pucharu Świata, a także Turniej Czterech Skoczni w 1999 roku, choć nie zwyciężył wtedy w ani jednym konkursie.

A jednak za Ahonenem ciągnęła się dotąd opinia człowieka nieumiejącego wygrywać w ważnych imprezach. Za swoje największe niepowodzenie uznaje porażkę na mistrzostwach świata w swym rodzinnym Lahti z Martinem Schmittem i Adamem Małyszem. W historii TCS trzy razy był liderem konkursów po pierwszej serii i za każdym razem nie umiał wygrać. - Wszyscy dookoła mówili, i on w to uwierzył, że zawsze, jak będzie walczył o pierwsze miejsce, to będzie drugi, a jak o trzecie - to czwarty i medalu nie zdobędzie. W ten sposób przegraliśmy kilka medali mistrzostw świata czy olimpiady, a mnie przybyło parę siwych włosów - opowiada były trener Ahonena z fińskiej kadry, a dziś szkoleniowiec Norwegów Mika Kojonkoski.

Fińscy dziennikarze podkreślają, że dopiero w tym sezonie Janne wreszcie nabrał pewności siebie i wiary we własne możliwości. I wreszcie spoważniał. - Ustabilizowała się jego sytuacja rodzinna. Ożenił się z Tiią, urodził mu się syn Niko, który ma teraz 14 miesięcy. Janne wybudował dla nich dom, który w dodatku sam zaprojektował. Jest znany z tego, że świetnie rysuje, ale dotąd to się ograniczało do ozdabiania własnego kasku i kolegów z kadry - opowiadał nam Jari Kuuluvainen z gazety "Etela-Suomen Sanomat".

Kojonkoski również uważa, że Janne po założeniu rodziny wreszcie zaczął traktować sport na serio. - Nie chodzi o to, że wcześniej traktował skoki niepoważnie. Tyle że uwielbiał się też bawić. Forma, do jakiej dochodził trenując za dnia, ulatywała gdzieś wieczorami i nocami. Teraz jest mniej rozrywkowy. Przestał być z niego party-boy. Nie ma już siedzenia w pubach po zawodach do rana. Ma dokąd i do kogo wracać. To go jakoś mobilizuje do skakania. No i skoro ma rodzinę, musi na nią zarabiać pieniądze - wyjaśniał fiński trener.

Lord Vader bez maski

Zdaniem Thomasa Hahna z "Sueddeutsche Zeitung" to śmieszne zachowanie Fina na konferencjach prasowych bierze się z jego słabej znajomości angielskiego. - Próbowałem rozmawiać z nim w Engelbergu, niestety, nie rozumiał żadnego bardziej skomplikowanego pytania. Janne startuje od małego, był mistrzem świata juniorów. Nie miał czasu na szkołę i naukę języka. Stąd te jego krótkie odpowiedzi. Finowie mówili mi też, że kiedyś miał powiedzieć tak: Im bardziej będę milczał, tym bardziej będą się mną interesować. Ale poza tym to oczywiście zupełnie inny typ człowieka niż ekstrawertyczny Hannawald, który cieszy się po dobrych skokach jak dziecko, a potem gada jak katarynka.

Do tego sezonu Ahonen skakał w plastikowej masce. - Ona jeszcze bardziej podkreślała jego mroczny image, wyglądał w niej prawie jak Lord Vader. Doszedł jednak do wniosku, że mu przynosi pecha i w tym sezonie postanowił startować w goglach jak wszyscy. Z Vadera pozostał mu tylko ponury charakter, ale tylko dla tych, którzy go nie znają - mówi fiński dziennikarz.

Kuuluvainen dodaje, że choć Janne jest w Finlandii gwiazdą - każdy go zna, szanuje i podziwia jego dokonania - daleko mu jednak do tej popularności, jaką cieszy się w Niemczech Sven Hannawald, a w Polsce Adam Małysz. - Do Lahti nie jeżdżą wycieczki oglądać jego domu, jak w Polsce do Wisły. Chyba że wycieczki architektów, wszyscy bowiem mówią, że projekt Ahonena okazał się bardzo ciekawy. Poza tym Janne może spokojnie chodzić po ulicach, do kina itd. bez strachu, że ktoś go zacałuje na śmierć. I bardzo mu z tym dobrze.

Jesienią 2001 roku Janne miał problem z lewym biodrem. To efekt upadku, jaki miał kilka miesięcy wcześniej. Od tej pory miał problemy po wyjściu z progu. Brakowało mu wiary we własne umiejętności, ciągle znosiło go na lewą stronę skoczni. I nawet kiedy odbił się idealnie, lądował wcześniej, niżby mógł. Bo bał się, że wypadnie poza zeskok. Wreszcie rok temu zajął się nim poważny specjalista od fizykoterapii. Dokładnie zbadał biodro, wykrył problem i odpowiednimi zabiegami doprowadził Ahonena do sprawności. I już na olimpiadzie w Salt Lake City Janne skakał przyzwoicie.

Wiedziałem, że w tym sezonie będzie mocny. Dla mnie od początku był faworytem Turnieju Czterech Skoczni razem z Adamem.

Skoki z Innsbrucka pokazują, że Janne osiągnął optymalny pułap skakania. Jest jak automat, jak Hannawald rok czy Małysz dwa lata temu. Odbija się idealnie, płynnie, już go nie znosi tak bardzo na lewo, i leci. Wreszcie wyłączył wszystkie blokady. Adam na przykład za bardzo idzie do przodu, jest za nerwowy przy odbiciu i dlatego nie leci. A Hannawald nie ma po prostu siły.

Nie jest tak, że jak w Finlandii był Kojonkoski, to mieliśmy kilku świetnych zawodników, ale żadnego lidera, a teraz, kiedy odszedłem, to wygrywać zaczął Ahonen. Pamiętam taki konkurs w poprzednim sezonie, w którym trzech moich zawodników było na podium: Matti Hautamaeki, Velli-Matti Lindstroem i Risto Jussilainen. Ile czasu Janne może skakać tak dobrze? Nie wiem. Ale na razie jego forma jest stabilna, równa.

not. rb, lop, Bischofshofen

Copyright © Agora SA