Sobotni zjazd z Koguciej Góry w Kitzbühel to ostatnia szansa w tym sezonie na bieg zjazdowy z prawdziwego zdarzenia - na prawdziwe emocje, mrożące krew w żyłach skoki i prędkość przekraczającą 130 km/godz. Chyba że pogoda zdecyduje inaczej...
Zawodnicy i amatorzy narciarstwa ściskają kciuki. - Ja się będę modlił - zapowiedział nawet najlepszy włoski zjazdowiec Kristian Ghedina. Chodzi oczywiście o to, aby w tę sobotę nie było zbyt ciepło, aby nie było mgły, aby nie sypał gęsty śnieg... Mówiąc krótko, aby pogoda pozwoliła na start narciarzy na Koguciej Górze. Inne klasyczne zjazdy - w Val Gardena, Bormio i Wengen - zostały już wcześniej, właśnie z powodu kaprysów aury, odwołane.
W miniony weekend w tym ostatnim kurorcie zawodnicy mieli wyjątkowo kwaśne miny. - Co to za sport! Cały rok ciężko trenujesz po to, aby teraz marznąć i myśleć sobie, jak to byłoby fajnie, gdyby nie ta cholerna mgła. Ja naprawdę uwielbiam zjazd. Ta prędkość, te wiążące się z nią emocje, to ryzyko - to dla mnie jak narkotyk. Ja tego potrzebuję, aby żyć. Jak tego nie mam - to tak jak na narkotycznym głodzie - jestem przybity i rozdrażniony - mówił mi pół żartem, pół serio, smutno patrząc na tonącą we mgle najdłuższą na świecie pucharową trasę na Lauberhornie w Wengen Kristian Ghedina.
Jak co roku do Kitzbühel zjedzie pewnie ponad 50 tys. widzów. Zawody na Koguciej Górze to najpopularniejsze doroczne wydarzenie sportowe w Austrii. W sobotę - jeszcze przed świtem - grupki zapaleńców wdrapywać się będą na strome stoki w nadziei na zajęcie dobrego miejsca w najbardziej strategicznych i spektakularnych miejscach trasy. Aby dotrzeć do takiej na przykład "Pułapki na myszy", czyli miejsca, w którym zawodnicy tuż po starcie wykonują prawie 50-metrowy skok, trzeba maszerować ponad godzinę! Zwłaszcza że mało kto podchodzi "na lekko" - większość kibiców dźwiga ze sobą flagi, transparenty, instrumenty muzyczne albo przynajmniej termosy z wszechobecnym tutaj heisse-schnappsem, czyli grzanym alkoholem, bez którego rzeczywiście trudno wytrzymać przez te kilka godzin w śniegu. I mimo że w południe znaczna część widowni jest już mocno wstawiona, to nigdy nie dochodzi do żadnych awantur czy rozrób. Przeciwnie - wielojęzyczna zabawa na ulicach i w pubach miasteczka trwa do białego rana - i nie ważne, czy jesteś Austriakiem, Anglikiem, Szwajcarem, Polakiem, czy Włochem - bawią się wszyscy. Wieczorem i tak mało kto pamięta o tym, kto wygrał. Ważne, że było wielkie widowisko!
Oczywiście, Austriacy będą najbardziej w sobotę kibicować swojemu pupilowi, którym jest Hermann "Herminnator" Maier. Biedak, będzie na nim ciążyć olbrzymia presja - nigdy jeszcze nie wygrał na Koguciej Górze! Co więcej - po ubiegłorocznej wpadce - musi odzyskać sympatię mieszkańców samego Kitzbühel. Rok temu dopuścił się tu bowiem potwornego przestępstwa - skrytykował ich "święty" stok.
- Nie rozumiem tego zamieszania. Trasa na Koguciej Górze nie jest wcale taka nadzwyczajna. Według mnie o wiele trudniejszy jest chociażby zjazd na Kandaharze w Chamonix - powiedział wówczas, wywołując wielkie oburzenie miejscowych. Tym razem już od pierwszego treningu, we wtorek, oddaje górze należny szacunek. - Trasa jest bardzo trudna i szybka. Ciężko będzie na niej wygrać - powtarza. Ale nawet jeśli "Herminatorowi" i tym razem się nie powiedzie, to i tak są duże szanse na to, że na podium zobaczymy kogoś z austriackiego "Power Teamu". Wtorkowy trening zdominowali Stroblowie - Josef był pierwszy, Fritz drugi. Josef tłumaczył: - Ostatnie tygodnie były dla nas, Austriaków, niezbyt udane. Zwłaszcza w zjeździe i supergigancie nie potrafiliśmy pokazać przewagi grupowej, którą - wydaje się nam - mamy nad innymi ekipami. Dlatego tak ważne będzie ewentualne austriackie zwycięstwo tutaj. Wzmocni ono nasze samopoczucie przed zbliżającymi się mistrzostwami świata.
Fritz Strobl, który triumfował tu już dwukrotnie w 1997 i 2000 roku, ostrzegł jednak: - Wygrać nie będzie łatwo. Śniegu jest dość mało, dolna część trasy naśnieżona jest właściwie tylko przez armatki. Sprawia to, że czuć każdą dziurę, każdą nierówność terenu. Jest trudniej niż kiedykolwiek!
Zwycięskie plany pokrzyżować mogą Austriakom Norwegowie. Lasse Kjus już zapowiedział, że czuje się świetnie. Także Amerykanin Daron Rhalves (czwarty na wtorkowym treningu) chce za wszelką cenę pokazać, że grudniowe dobre wyniki jego kolegów z ekipy to nie przypadek, lecz wynik intensywnej zespołowej pracy.
W środę trening zdominował austriacki weteran Stephan Eberharter. - Sam jestem zaskoczony, bo zjazd wcale nie jest moją ulubioną konkurencją. Ja przecież jestem "gigantowiec", ale od początku sezonu o wiele lepiej idzie mi właśnie w zjeździe. Nie wiem, dlaczego tak dobrze tu pojechałem, chyba po prostu znalazłem najkrótszą linię między startem i metą - tłumaczył. Fritz Strobl, który marzy o trzecim zwycięstwie w Kitzbühel, nie krył zazdrości. -Widzę, że cały wieczór mam z głowy. Będę siedział w hotelu przed telewizorem i analizował zjazd Stephana. On rzeczywiście znalazł chyba idealną linię! - śmiał się.
Zobaczymy, jak będzie. I pamiętajmy, że Kitzbühel to nie tylko bieg zjazdowy. Pucharowe szaleństwo zacznie się supergigantem już w piątek, a w niedzielę slalom specjalny, w którym startować będzie Andrzej Bachleda. Polak po bardzo dobrym, ósmym miejscu w Wengen w niedzielę jest ponownie pełen wiary we własne możliwości. - Nie chcę nawet już myśleć o pechowym początku sezonu. Ostro trenowałem i czuję, że jestem w stanie nawiązać walkę z najlepszymi - powiedział "Gazecie". Slalomowy stok Ganslern jest dość stromy, więc powinien mu odpowiadać.
Piątek, 12.00 supergigant
Sobota, 12.00 bieg zjazdowy
Niedziela, 10.30 slalom specjalny, 1. przejazd;
13.30 slalom specjalny, 2. przejazd
Bieg zjazdowy i slalom tworzą pierwszą w tym sezonie kombinację alpejską
1990 - Atle Skaardal, Norwegia
1991 - Franz Heinzer, Szwajcaria
1992 - Franz Heinzer, Szwajcaria
1993 - zawody odwołane z powodu braku śniegu
1994 - Patrick Ortlieb, Austria
1995 - dwa zjazdy wygrane przez Luca Alphanda, Francja
1996 - Günther Mader, Austria
1997 - dwa zjazdy: Luc Alphand, Francja, i Fritz Strobl, Austria
1998 - dwa zjazdy: Didier Cuche, Szwajcaria, i Kristian Ghedina, Włochy
1999 - dwa zjazdy: Lasse Kjus, Norwegia, i Hans Knauss, Austria
2000 - Fritz Strobl, Austria
Piątek - 15.00
Sobota - 16.00
Niedziela - 23.45
Tomasz Surdel, Kitzbühel