Problem, z którym mierzy się m.in. akcja WF z Klasą jest globalny. Grant Tomkinson, fizjolog z Uniwersytetu Australii Południowej, przeanalizował dane wyników sportowych dzieci w wieku 9-17 lat z 28 krajów z lat 1964-2010. W sumie badanie objęło 25 mln uczniów z całego świata. Analiza wykazała, że przez 30 lat doszło do 15-procentowego spadku sprawności fizycznej dzieci i młodzieży. - Zmiana na niekorzyść nie jest warunkowana płciowo. Głównym kryterium jest część świata - stwierdził Tomkinson. Najgorzej wypadły kraje zachodnie. Najlepiej - Japonia i Chiny.
W Polsce podobne badania poprowadził doktor Janusz Dobosz, wykładowca warszawskiej AWF. Wyniki są zatrważające. - Nie ma takiej właściwości motorycznej młodego człowieka, która nie ulegałaby regresowi - mówi Dobosz. Siedmioletni chłopcy 30 lat temu przebiegali 600 m w 3 minuty i 5 sekund. Dziś - o 39 sekund wolniej. Współczesne dziewczynki na bieżni nie miałyby szans z ich matkami i babciami, gdy te były w ich wieku. Do mety dobiegłyby 43 sekundy po nich. Kiedyś dziewczynki z podstawówki skakały w dal po 4,20, 4,30 m, obecnie - około 3 m. Podobnie jest w każdej konkurencji.
Dzieci w wieku szkolnym wykonują ćwiczenia gorzej, słabiej, krócej, chociaż takiej infrastruktury sportowej, jaka jest teraz, w Polsce nie było nigdy. - Mamy hale, boiska, piękne nowe piłki. I co, jak nie ma kto grać - żali się pani Agnieszka, nauczycielka WF-u z Wrocławia. Jest to tym dziwniejsze, że dzisiejsze dzieci mają lepsze warunki fizyczne niż dawniej. - Biologiczny potencjał ludzi jest coraz większy, dzieci są coraz lepiej rozwinięte, powinny osiągać lepsze rezultaty - komentuje dr Dobosz. Dzieje się jednak zupełnie odwrotnie.
Zwolnienie z lekcji WF-u. Świstek papieru, który zmienia całe życie
Obecnie średnio 30 proc. nastolatków ma nadwagę. Przede wszystkim dlatego są mniej sprawne niż ich rówieśnicy sprzed dekady. Większość nawyków żywieniowych wynosi się z domu, tak samo jak tradycję podejmowania regularnego wysiłku fizycznego.
Jednak problem jest bardziej złożony. 20-30 lat temu masowość sportu w Polsce właściwie nie istniała, niewiele się również wtedy mówiło o współcześnie pojmowanym zdrowym żywieniu. Mimo wszystko dzieci były o wiele sprawniejsze niż dziś. Skąd czerpały inspirację? - Moi rodzice nie byli szczególnie aktywni, ja także świadomie nie uprawiałem sportu. Tyle że jak teraz pomyślę, to ten sport był na każdym kroku - mówi pan Andrzej, biegacz amator i nauczyciel WF-u w gimnazjum. - Po szkole chodziło się na piłkę, dziewczyny grały w gumę. Uwielbialiśmy wisieć na trzepaku, godzinami ganiać się po podwórku. Nie umieć zrobić pompki albo chociaż raz podciągnąć się na drążku to był wstyd! Dawne tabele norm dla danego wieku nijak nie przystają do współczesności. - Nie mogę oceniać dzieci tak samo jak oceniano mnie, bo bym musiał stawiać prawie same jedynki - mówi pan Andrzej. - Dziewczyny nie są w stanie przebiec truchtem jednego okrążenia na bieżni, więc cieszę się, jak zrobią to szybkim marszem. Na drążku wiszą moment i zeskakują, bo ręce bolą. Daję więc dobre słowo za to, że w ogóle próbują.
WF w szkołach odbywa się trzy-cztery razy tygodniowo. To za mało, aby odbudować sprawność fizyczną dzieci. Zwiększenie liczby godzin prawdopodobnie nie rozwiązałoby jednak problemu. - Ja się boję więcej wymagać, bo mam wtedy na głowie matki aktywistki - mówi pani Agnieszka. - Czeka mnie tyrada, że robię z WF-u zawody, bo mam kompleksy niespełnionego sportowca. Wielokrotnie słyszałam od dziecka, że w domu mama mu nie każe umieć tego, czego uczymy się na lekcji - dodaje nauczycielka. Uczniowie nie czują wewnętrznej potrzeby ruchu. Są zdrowi teraz, a wizja inwestowania w swoje przyszłe zdrowie ich nie przekonuje. Ładna sylwetka to też nie powód, aby uprawiać sport, wszak odchudzać się można za pomocą diety. - Jako dzieci ruszaliśmy się na co dzień, ćwiczyliśmy bez większego rozmysłu tylko dlatego, że sprawiało nam to przyjemność. Teraz dzieci nie wiedzą, jak to jest, bo nie mają okazji tego doświadczać. Nie widzą zatem sensu, aby się eksploatować - mówi pan Adam.
Uczniowie nie są przyzwyczajani do przekraczania swoich własnych granic, gdyż nikt nie stawia im takich wymogów.- Dzieci się uczą, że produkty i usługi są łatwo dostępne. Nie ma potrzeby wyznaczania sobie celów, zadań, po prostu idziemy do sklepu i kupujemy - mówi Monika Perkowska, psycholog dziecięcy. Społeczeństwo nam się zmienia i widać to gołym okiem. Pokolenie "zrób to sam" znika, a zamiast niego pojawia się "kup to sam". - Znam osoby, które płacą innym za wkręcenie żarówki. Na moim obozie przetrwania były gimnazjalistki, które po raz pierwszy własnoręcznie kroiły chleb - mówi Krzysztof Kwiatkowski, propagator surwiwalu wśród dzieci i dorosłych.
Macie piłkę i grajcie? WF nie musi tak wyglądać
Czy zatem dorosły powinien postawić na zimny chów? Jak zwykle najlepsza jest metoda złotego środka. - Dopingowanie na zasadzie "nie bądź mięczakiem" nie zmotywuje dziecka do ćwiczeń, a wręcz może go na długo zniechęcić. Z niewolnika nie będzie zawodnika - mówi Jerzy Skarżyński, były maratończyk, obecnie trener. Namawianie, inspirowanie, pokazywanie, ile satysfakcji można czerpać z przekraczania sportowych granic, wyzwala motywację wewnętrzną u dzieci. Bez niej ruch będzie tylko przykrym obowiązkiem.
Na zdrowiu i aktywności dzieci zależy zarówno rodzicom, jak i nauczycielom. Pozostaje kwestia, aby obie strony potrafiły się porozumieć. - Praca wuefisty jest dziś trudna. Trzeba wygrać z komputerem, telewizorem, rodzicami, którzy mówią: "WF jest ci niepotrzebny". Dlatego dużo i często rozmawiam właśnie z rodzicami. Układamy uczniom indywidualne plany, stawiamy im wyzwania na miarę ich możliwości. Staram się też w pracy wykorzystywać nowe metody, również nowoczesne technologie. Przygotowuję prezentacje multimedialne, robią je również uczniowie. Motywujemy siebie wzajemnie. Ale to wsparcie rodziców jest tu bardzo ważne - mówi Piotr Balonek, nauczyciel WF-u.
Andrzej Chomiuk, wuefista ze Szkoły Podstawowej nr 217 w Warszawie, ma własny sposób, aby zachęcić do sportu całe rodziny. - Trzy-cztery godziny tygodniowo w szkole na lekcjach WF-u to niewiele czasu. Nasz przedmiot powinien się nazywać przygotowanie do rekreacji, gdyż to w domu rozgrywa się prawdziwe wychowanie fizyczne. A z tym jest różnie - mówi Chomiuk. Na swoich lekcjach wprowadził dzienniczek, do którego dzieci wpisują każdą aktywność z danego dnia. Nie tylko swoją, lecz także rodziców. Na początku ta metoda wywoływała sprzeciw, ale część dorosłych poczuła się zdopingowana do wzmożonego ruchu. Przekraczanie barier w sporcie pozwala otworzyć się na wyzwania w życiu szkolnym i zawodowym. Rozbudza wiarę w siebie, uczy wytrwałości i cierpliwości, co przydaje się szczególnie wtedy, gdy mierzymy się z trudnymi sytuacjami. Uczniowie, którzy regularnie ćwiczą, nie poddają się tak szybko jak ich rówieśnicy.
- Dzieci muszą doświadczać wielu rzeczy. Aktywność, sport mogą sprawić, że uczniowie uwierzą w siebie, umocnią nie tylko ciało, lecz także psychikę. Poczują, że rozwój i inwestowanie w siebie się opłaca - mówi Ewa Wilczek, nauczycielka WF-u w szkole podstawowej w Lublinie.
Ewa Wilczek: Sport jest dla ludzi odważnych
Akcja wspiera nauczycieli w rozwijaniu kultury fizycznej uczniów i przyczynia się do wypracowania pomysłów na nowoczesne lekcje. 1 września ruszyła druga edycja, która potrwa do 31 sierpnia 2015 roku. W programie uczestniczy 1500 szkół. Program prowadzony jest przez Centrum Edukacji Obywatelskiej we współpracy z "Gazetą Wyborczą" i Sport.pl, współfinansowany ze środków Ministerstwa Sportu i Turystyki. Program objęty jest honorowym patronatem minister edukacji narodowej oraz ministra sportu i turystyki. Więcej o akcji przeczytasz na stronach www.wfzklasa.pl .