Vancouver 2010 w kapciach - W przedziałek czesana

Wtorkowy biatlon okazał się całkiem inną dyscypliną sportu niż te biegi z karabinem bez ładu i składu z poprzednich dni. Wreszcie była prawdziwa walka, narta przy narcie, broń na broń. Jak dla mnie brakuje jeszcze bezpośrednich pojedynków strzeleckich pierś w pierś, ale może i do tego dojdziemy. W końcu już są przepychanki na łokcie na snowboardzie...

Super-blog Vancouver. Czytaj tutaj ?

Mąż wrócił z pracy akurat w trakcie posiedzenia w studiu TVP. No i się wgapił w ekran jak głupi. Najpierw myślałam, że celne uwagi Andrzeja Persona go tak wciągnęły, ale wprawnym okiem na naszym ekranie 16:9 szybko wyłowiłam, gdzie tak zerka. Na tę Magdę Grzywę, specjalistkę, niby, od biatlonu.

Maciej Kurzajewski chyba ze trzy razy coś wspomniał o piękności tej Grzywy. Przyznaję szczerze, że w pierwszym momencie wydała mi się całkiem do rzeczy. Ale - wybaczcie... Jak się jej posłucha dłużej... Widać wyraźnie - przemądrzała, z nosem w górę, na wszystkie pytania długo odpowiada, w jakieś niuanse wchodzi. Wozi się i tyle...

Co innego Blanka Isielonis. Pojawiła się w studiu, żeby poopowiadać o snowboardzie. No i się nie mądrzyła, nie zabierała czasu antenowego. Krótko, w sposób oczywisty, bez ozdobników. Sama bym tak skomentowała. No i aparycja także nienachalna. Każda kobieta przyzna, że tak do telewizji trzeba. A nie od razu błyszczeć z ekranu jak ta - no, wiadomo która.

Albo Jacek Wszoła. Widać, że człowiek właśnie wstał, na dodatek dzień wcześniej cały wieczór ciężko pracował. Do telewizji się spieszył, nie miał czasu się uczesać, wodę ze stolika całą wypił, wiele nie powiedział, ale zebrał zasłużone pochwały od Persona. Gwiazda.

A nie jak ta Grzywa. Się wymalowała, ufryzowała, uczesała, w przedziałek zresztą. Nic dziwnego, przecież pół życia w czapce chodziła. Czego się po takiej można spodziewać...

Mąż mój własny podczas biegu Sikory usiłował jeszcze ratować sytuację. Zmieniał temat, kluczył, niby jakieś tam bałwanki w szalikach i czapkach stojące przy trasie pokazywał, że niby fajne. Ale ja już widziałam, tylko na studio czekał i znów na tę Grzywę. Nawet kiedy na chwilę laptopa włączył, to też go przyłapałam, jak ją sobie googlował przebiegle. I co? I się okazało, że miss biatlonu ją wybierali. I w ogóle powszechnie podziwiana...

A na olimpiadzie cztery lata temu co zrobiła? Się chwaliła, że siódma w sztafecie. Mężowi laptopa wyrwałam, trochę pogrzebałam i się okazało, że w biegu na 15 km była na 71. miejscu. A właściwie na 72., ale Ruską jedną zdyskwalifikowali. Siedem strzałów niecelnych. Litości...

Justyna Kowalczyk ? srebrną medalistką

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.