Małysz coraz bliżej czołówki. Ammann i Schlierenzauer poza zasięgiem

Adam Małysz piąty na Wielkiej Krokwi, ale tylko Austriak Gregor Schlierenzauer i Szwajcar Simon Ammann byli poza jego zasięgiem

Adam Małysz: Ammann i Schlierenzauer są do pokonania! - W Zakopanem chciałbym się odrodzić - mówił przed konkursami na Wielkiej Krokwi Małysz. W jego, jak sam określił, "magicznym" miejscu miał sprawdzić, czy błysk, który pozwoli mu walczyć w Vancouver o złoty medal zbliża się dużymi krokami.

Pierwszy treningowy skok Małysza na 116. metr był porażką. Najlepszy polski skoczek tłumaczył to później próbą nowego kombinezonu, która okazała się niewypałem. Podczas konkursu skakał w starym.

Od razu było lepiej! Pierwszy skok wydał nam się znakomity. Sędziowie ustawili niski rozbieg - zawodnicy skakali z belki numer 5,5. Granica 120 metrów na obiekcie, którego rekord wynosi 140 m, długo była nieosiągalna. Słabo skakali też ci, którzy błyszczeli w kwalifikacjach i na treningach. Przed konkursem Fin Matti Hautamäki regularnie przekraczał 130 m. W pierwszej serii uzyskał ledwie 121 m. Tyle samo skoczył Słoweniec Robert Kranjec. A wydawał się być jednym z faworytów.

Kiedy Małysz usiadł na belce, Wielka Krokiew zatrzęsła się w posadach. Tysiące trąb zadudniło, ktoś odpalił racę. Trybuny zrobiły się biało-czerwone, flag i chorągiewek nie sposób było zliczyć, a o niektórych miejscach, skąd przyjechali kibice, którzy stworzyli kapitalną atmosferę, mało kto słyszał. - Oni dodają mi skrzydeł - mówił Adam przed zawodami. I znowu dodali.

Jak zwykle w Zakopanem doskonale wytrzymał presję. Frunął długo, najdalej ze wszystkich. 128 m - przez moment wydawało się, że skok był wyśmienity. Zdeklasował tych, którzy wyprzedzali go we wcześniejszych próbach. Po wylądowaniu uniósł kciuk prawej dłoni do góry. Wykonuje go rzadko, musi być ze skoku wyraźnie zadowolony. Został liderem.

Ale po nim skakało siedmiu najlepszych zawodników świata, absolutnych "dominatorów" sezonu. Dwóch pokazało błysk, o jaki chyba chodziło Małyszowi, kiedy mówił o odrodzeniu formy na Wielkiej Krokwi.

Schlierenzauer wylądował na 138. metrze - tylko dwa metry bliżej niż wynosi rekord Svena Hannawalda i aż o dziesięć dalej od Małysza. Szwajcar Simon Ammann był dwa metry za Austriakiem. Obydwaj przyznali później, że trochę pomógł im wiatr. Od początku sezonu trwa ich pasjonująca walka o pierwszej miejsce w klasyfikacji generalnej PŚ. Niemal przesądzone jest, że Kryształowa Kulę wywalczy jeden z nich. Skaczą jak nakręceni, a żółtą koszulką lidera wymieniają się co jeden-dwa konkursy. W piątek w Zakopanem kwestię zwycięstwa również rozstrzygali między sobą.

Małysza wyprzedzali jeszcze Austriacy Thomas Morgenstern i Wolfgang Loitzl. Po piętach deptał mu Fin Janne Ahonen. Żeby wskoczyć na podium, w drugiej serii Polak musiał pofrunąć jak Ammann i Schlierenzauer. Czyli odzyskać to, po co tu przyjechał.

I prawie się udało. Osiągnął 130 metrów, Ammann wylądował tylko o metr dalej, Schlierenzauer - o trzy. Morgenstern i Loitzl, choć w ogólnej klasyfikacji wyprzedzili Małysza, lądowali bliżej od Polaka.

Drugi skok pokazał, że Małysz już doskoczył do czołówki. Że brakuje mu niewiele, by wrócić na podium. Błysk na miarę zwycięstw jeszcze nie wrócił. Ale wydaje się, że Zakopane znowu natchnie go do dalekiego skakania - do skoków na medal Małyszowi coraz bliżej. W sobotę spokojnie może znaleźć się na podium. Igrzyska za trzy tygodnie.

W 2007 roku Polak był w styczniu w Zakopanem piąty w konkursie PŚ. Niespełna miesiąc później wywalczył tytuł mistrza świata. Wcześniej nikt na to nie liczył, tak jak teraz mało kto wierzy w najwyższe podium na igrzyskach olimpijskich. - Ono jest moim celem - deklaruje uparcie Małysz.

Sobotni konkurs o godz. 16. Relacja w Sport.pl. W telewizji - TVP 1 i Eurosporcie

30

 

tyle zwycięstw w Pucharze Świata, po piątkowym triumfie w Zakopanem, ma na koncie Schlierenzauer.

- Jestem nieobliczalny i potrafię jeszcze dobrze i daleko skakać - mówi Adam Małysz.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.