Turniej Masters w Monte Carlo. Nadal w siódmym niebie

Rafael Nadal pokonał w finale Davida Ferrera 6:4, 7:5 i zdobył po raz siódmy z rzędu tytuł w księstwie Monako. Tylko Andy Murray w półfinale zdołał urwać Hiszpanowi seta.

Wiosna w męskim tenisie po raz ostatni zaczęła się w inny sposób w 2004 r., gdy Rafael Nadal, debiutujący wówczas w Monte Carlo, przegrał w III rundzie z Argentyńczykiem Guillermo Corią. Od tego czasu Hiszpan wygrał 37 kolejnych meczów, pokonując rywali w siedmiu finałach z rzędu. Trzykrotnie był nim Roger Federer, po jednym razie: Coria, Novak Djoković, Fernando Verdasco, a w niedzielę - David Ferrer.

Nadal do historii przeszedł już rok temu, bo w męskim tenisie nikt nie wygrał wcześniej nawet sześciu turniejów z rzędu.

Dlaczego reszta świata nie umie poradzić sobie z Hiszpanem w Monte Carlo? Bo to zawsze jest początek sezonu na czerwonej mączce. Pięciokrotny triumfator Rolanda Garrosa nie jest jeszcze zmęczony, nie ma kontuzji i jest bardzo stęskniony za swoją ulubioną nawierzchnią. Poza tym w Monako są idealne warunki dla stylu gry Hiszpana - korty leżą nad morzem, gdzie jest duża wilgotność powietrza, piłki są ciężkie i wolne, co faworyzuje Nadala. Jego zwierzęca siła, wytrzymałość i szybkość mają tam zwiększoną siłę rażenia. Inaczej jest np. w Madrycie, gdzie - na wysokości 700 m n.p.m., przy rozrzedzonym powietrzu, na szybszym korcie ziemnym - Nadal czasem przegrywa, ostatnio w 2009 r. z Federerem.

Jedynym zawodnikiem, który zbliżył się do Nadala w Monte Carlo, był niespodziewanie Szkot Andy Murray. W półfinale zdołał nawet urwać Hiszpanowi seta (2:6, 6:2, 1:6), co było sensacją, bo Murray od stycznia wpadł w przeraźliwy dołek formy - nie wygrał meczu od porażki z Djokoviciem w finale Australian Open. Szkot, któremu od niedawna doradzają trenerzy Daren Cahill i Sven Groenefeld z teamu Adidasa, zagrał w drugim secie fenomenalnie. Zarzucił Nadala zabójczymi dropszotami, zmieniał rytm, rotację, biegał jak szalony, świetnie się bronił, w jednym z gemów wyszarpał wygraną po 19 minutach walki! Jeden set nic mu jednak nie dał, bo w trzeciej partii opadł z sił, a Nadal rzucił się do kontrataku i zmiażdżył Szkota. Po meczu okazało się też, że Murray grał... na zastrzykach przeciwbólowych, bo dzień wcześniej nabawił się kontuzji łokcia.

Bez znieczulenia z Nadalem walki nie podjął nikt. Rodak Ferrer w finale miał kilka okazji, ale w kluczowych momentach palił się psychicznie i pudłował. Federer od jakiegoś czasu nie ma już nawet okazji, by z Nadalem przegrać. Gasnącego coraz bardziej Szwajcara powalił w Monte Carlo bez specjalnego wysiłku Austriak Jürgen Melzer już w ćwierćfinale (4:6, 4:6). Federer coraz bardziej oddala się od tego, co pamiętają kibice z poprzednich sezonów. Blednie jego serwis, bekhend jest coraz bardziej niepewny, popełnia mnóstwo błędów. Po porażce z Melzerem zdecydował, że na "kilka tygodni" jedzie szukać formy do domu w Szwajcarii.

Mimo tak wspaniałego tygodnia Nadal nie może być jeszcze pewny swej dominacji na mączce. Musi uważać, by nie przeforsować organizmu. Tenis Hiszpana jest jak czarna dziura pochłaniająca energię. O tym, czym kończy się brak rozwagi, przekonał się w 2009 r., gdy w pogoni za rekordami nadwerężył kolana, a kontuzja kosztowała go potem utratę tytułu na Roland Garros. Poza tym w Monte Carlo zabrakło Novaka Djokovicia, czyli numeru dwa na świecie, triumfatora Australian Open, niepokonanego od 26 meczów. Serb odpoczywał po zwycięstwach nad Nadalem na twardych kortach w marcowych finałach w Indian Wells i Miami.

Zagadka, czy Djoković może stawić czoło Nadalowi także na czerwonej mączce, zostanie rozwiązana pewnie dopiero za trzy tygodnie w Madrycie. Hiszpan pokazał, że jest mocny. Teraz czas na ruch Djokovicia.

Wszystkie wyniki tenisowe - na Sport.pl

NAJWIĘCEJ TYTUŁÓW NA MĄCZCE

Więcej o:
Copyright © Agora SA