Rok w tenisie, czyli... Vamos Rafa!

Rafael Nadal wygrał Rolanda Garrosa, Wimbledon i po raz pierwszy US Open. Ma już na koncie dziewięć wielkoszlemowych tytułów i dopiero 24 lata. Co sprawia, że jest najlepszym tenisistą świata?

1. Głowa ze stali

Od czasów lodowatego Szweda Björna Borga nie było gracza tak mocnego psychicznie. Nadal potrafił w finale US Open z Djokoviciem wygrywać gemy od stanu 0:40, serwując trzy asy w samą linię! Nigdy nie drży mu ręka, umie wydobyć się z najgorszych tarapatów - zwyciężał już w pojedynkach, w których bronił po cztery-pięć piłek meczowych. - Zawsze gra tak, jakby miał prędzej umrzeć, niż przegrać - powiedział kiedyś John McEnroe. Jak to robisz, że jesteś tak silny psychicznie? - pytali dziennikarze po US Open. - To trening, wszystko można wyćwiczyć - wzruszał ramionami Hiszpan.

2. Zabójcza lewa ręka

Nadal jest praworęczny - w tej ręce trzyma szczoteczkę do zębów, nóż, którym kroi kotleta, oraz długopis, gdy rozdaje autografy. - Jedyną rzeczą, jaką robię lewą ręką, jest gra w tenisa - mówi Hiszpan, który rakietę do lewej dłoni przerzucił jako ośmiolatek. Ta zamiana była jednym z najgenialniejszych pomysłów Toniego Nadala, wujka i trenera Rafy. Leworęczny Hiszpan stał się znacznie niebezpieczniejszy dla rywali. Mańkutów w tenisie jest po prostu dużo mniej (byli nimi m.in. Rod Laver i John McEnroe), a praworęcznym zawodnikom gra się z nimi trudniej, bo długo przyzwyczajają się do odwróconych uderzeń - forhend Nadala spada na rywali z bekhendowej strony, zupełnie inne są też kąty przy serwisie. Do tego dochodzi moc uderzenia - muskularna ręka Hiszpana potrafi rozpędzić piłkę forhendem do 140 km/godz., czyli do prędkości, z jaką Agnieszka Radwańska czasami serwuje.

3. Top-spin, czyli siekiera zamiast rakiety

Hiszpan nie uderza piłek z forhendu płasko, ale podkręca je mocno do przodu z awansującą rotacją. To tzw. top-spin, który po raz pierwszy wprowadził Börg w latach 70. Piłka uderzona przez Nadala obraca się wokół własnej osi średnio 3,2 tys. razy na minutę (jego rekord to 5 tys.)! Dla porównania Sampras i Agassi podkręcali piłki do 1,8 tys. obrotów, a Roger Federer osiąga czasem 2,5 tys. Top-spin definiuje styl Hiszpana - podkręcona piłka leci wysoko nad siatką i spada w bezpiecznej odległości przed linią końcową, co pozwala ograniczyć błędy. Z drugiej strony, kiedy piłka opada, przyśpiesza, odbija się wysoko i leci daleko, a rywale z trudem za nią nadążają. Dzięki temu tenis Nadala to jedyna w swoim rodzaju wybuchowa mieszanka obrony i ataku.

4. Nogi, sylwetka i zwierzęca siła

Nadal jest silny jak tur, a do tego piekielnie wytrzymały. Bez mrugnięcia okiem potrafiłby zagrać kilka czterogodzinnych meczów z rzędu. Zawdzięcza to katorżniczemu treningowi - podczas Wimbledonu jako jedyny nie przyszedł na spotkanie z Królową Elżbietą II, bo - jak stwierdził - zaburzało to jego rytm ćwiczeń. Potężną bronią są też nogi, które sprawiają, że obok Federera Nadal jest najszybszym graczem. Ale bywały też źródłem problemów - zapalenie ścięgien w kolanach sparaliżowało prawie cały 2009 r. Receptą było zmniejszenie wagi. Rafa w 2010 r. schudł o 2-3 kg, jego nogi dźwigają teraz mniejszy ciężar, a kontuzje zniknęły. Znów geniuszem taktycznym wykazał się trener Toni.

5. Serwis i bekhend, czyli rozwój

Sezon 2010 pokazał, jak wielkim atutem jest też determinacja - Rafa zacisnął zęby i bardzo poprawił dwa najsłabsze elementy swojej gry. Po pierwsze, zmodyfikował bekhend - to uderzenie stało się mocniejsze, bardziej płaskie i agresywniejsze (statystyki odbić piłki pokazują, że Hiszpan jest dwa-trzy metry bliżej siatki w porównaniu z poprzednimi latami). Po drugie, Hiszpan wzmocnił i udoskonalił serwis. - Zainspirował nas film o golfiście Jacku Nicklausie, który mówił, że najpierw trzeba się nauczyć walić mocno, a dopiero potem celować - opowiadał wujek Toni. Nadal nie zdobyłby US Open, gdyby nie lepszy serwis. Wreszcie uderzał piłki z prędkością powyżej 200 km/godz. i zaczął wygrywać swoje gemy do zera. Taka swoboda przy serwisie to klucz do sukcesu na twardych nawierzchniach.

A poza tym działo się w 2010...

Karolina numer jeden czy trzy?

Dunka Karolina Woźniacka została 20. w historii liderką rankingu WTA, pierwszą mówiącą po polsku, ale kolejną po Dinarze Safinie i Jelenie Janković, która wywołuje kontrowersje, bo nie ma w kolekcji wygranej w Szlemie. Fachowcy krzywią się też na defensywny styl nowej liderki, która piłki za siatkę przerzuca z monotonnym wdziękiem robota. Pełna zgoda jest tylko co do tego, że nie można Woźniackiej odmówić mistrzowskiego marketingowego wyczucia. Pod względem umiejętności owijania sobie wokół palca sponsorów może rywalizować z Marią Szarapową (tuż przed świętami podpisała kolejny kontrakt - z Turkish Airlines). Na korcie na razie ciągle lepsze od Woźniackiej są jednak Kim Clijsters i Serena Williams, oczywiście zakładając, że akurat nie leczą kontuzji i chce im się grać. A dużo efektowniej od Dunki gra z tuzin rywalek, na czele z 29-letnią triumfatorką French Open Francescą Schiavone. Jedynka jest więc dla Woźniackiej zdecydowanie na wyrost, ale może w 2011 r. sprosta większym wyzwaniom?

Śpiączka Federera

W męskim tenisie wszystko było w tym roku w cieniu Nadala, nie licząc początku i końca sezonu. Roger Federer w wielkim stylu wygrał w styczniu Australian Open, deklasując w finale Andy'ego Murraya, a w listopadzie pokonał Nadala na nielubianej przez Hiszpana twardej halowej nawierzchni londyńskiego Masters. Przez resztę roku 29-letni Federer zapadł jednak w śpiączkę, grał słabo, poległ w ćwierćfinałach Rolanda Garrosa i Wimbledonu, przegrywał nawet z Albertem Montanesem. Szkoda, że w 2010 r. zabrakło kontuzjowanego Juana Martina del Potro, ostatniego tenisisty, który umiał z Nadalem nie tyle wygrywać, co niszczyć go na korcie. To dopiero byłaby ciekawa próba sił. Może w 2011 r. się uda.

Radwańska spada...

Zdecydowanie słabszy rok zaliczyła Agnieszka Radwańska, która po raz pierwszy od 2007 r. nie zagrała w wielkoszlemowym ćwierćfinale i wypadła z dziesiątki WTA - zakończyła sezon na 14. pozycji. - To są wszystko nerwy, presja mediów - tłumaczy trener Robert Radwański. Sama Agnieszka uspokaja, że nic złego się nie dzieje: - Taki jest kobiecy tenis, raz się przegrywa, raz wygrywa.

Tragedii na razie oczywiście nie ma, Radwańska wciąż jest w czołówce i zarabia 1 mln dol. rocznie. Niepokój na pewno budzi to, że drugi kolejny rok krucha fizycznie Agnieszka kończy w szpitalu - w 2009 r. musiała operować dłoń, teraz stopę. Druga obawa to złe emocje w rodzinie - Radwańska kłóciła w tym roku z ojcem kilkakrotnie, a podczas French Open zrobiła to na oczach dziennikarzy przy użyciu słowa "spier...". W 2011 r. tęsknimy więc przede wszystkim za tym, żeby na pierwszym miejscu był znów tenis. Najchętniej dużo lepszy niż w 2010 r. I żeby było cicho.

...a Polska idzie w górę.

Paradoksalnie w parze z dołującą Radwańską cały polski tenis poszedł ciut do góry. W setce męskiego rankingu ATP do Łukasza Kubota dołączył król challengerów Michał Przysiężny, który w Wimbledonie sensacyjnie pokonał Ivana Ljubiczicia. Kubot w setce okrzepł, ograł m.in. Andriejewa, Clementa i Schüttlera, był w 1/8 finału Australian Open. Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski razem z Kubotem rozpychają się też coraz szerzej w deblowej elicie. W górę rankingów pnie się młodziutka Magda Linette (WTA 177), ambitnie walczy Jurek Janowicz (ATP 161). Jedyny zgrzyt to poważna kontuzja Urszuli Radwańskiej, która straciła osiem miesięcy i wypadła z setki, ale już mozolnie wspina się z powrotem. Oby tak dalej.

Sportowcami dekady Nadal i Federer  ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.