Sport.pl na Facebooku - Bądź na bieżąco! ?
Dulgheru (WTA 32) pokonała w sobotnim finale rozstawioną z piątką Chinkę Jie Zheng 6:3, 6:4. Spotkanie obejrzało na kortach Legii ok. 2 tys. kibiców.
Rumunka wygrała, bo była od Chinki bardziej zdeterminowana. Walczyła zawzięcie o każdą piłkę i nie odpuszczała ani na centymetr. Jej tenis był też ładniejszy dla oka, efektowniejszy, bo Dulgheru nie poprzestawała wyłącznie na mocnych, miarowych uderzeniach pod linię końcową. Starała się grać kombinacyjnie, i to też było kluczem do jej sukcesu.
- Nie pytajcie, dlaczego w Warszawie gra mi się tak dobrze, bo nie wiem. Po prostu to jest mój turniej i zawsze będę tu wracać, nawet jak zostanę numerem jeden na świecie - śmiała się po meczu 20-letnia Rumunka, którą z trybun przez cały tydzień dopingował tata, pilot lotniczy. - Rok temu przyjechał dopiero na finał, a teraz był od początku. Widać przynosi mi szczęście - mówiła Aleksandra. Zapowiedziała, że część z 98 tys. dol. nagrody za tytuł dołoży do wymarzonego dużego mieszkania w Bukareszcie.
Rok temu Dulgheru pokonała w warszawskim finale Ukrainkę Alonę Bondarenko. Sprawiła wielką sensację, bo zajmowała dopiero 201. miejsce na świecie i do finału dotarła z kwalifikacji. - Ale teraz i tak było trudniej. Przyjechała Wozniacki, Dementiewa, dwie mocne Chinki, a do tego ciągle czułam presję, że muszę bronić punktów, żeby nie spaść w rankingu. To większy sukces niż przed rokiem - powiedziała Rumunka, która z Warszawy poleciała na Roland Garros. - Teraz przydałoby się przejść jedną rundę w Paryżu. Jeszcze nigdy mi się to nie udało - zakończyła Dulgheru.
Kubot odpadł w pierwszej rundzie Roland Garros Sprawdź relację na żywo ?
Finał debla: W. Ruano-Pascual, M. Shaughnessy (Hiszpania, USA) - C. Black, Z. Yan (Zimbabwe, Chiny, 1) 6:3, 6:4.