Tenis. Michał Przysiężny - "polski Federer" wskoczył do setki

Michał Przysiężny został trzecim w historii polskim tenisistą w najlepszej setce rankingu ATP. W najowszym zestawieniu jest na 94.miejscu. W niespełna rok awansował o blisko 600 pozycji. Wojciech Fibak nazwał go kiedyś "polskim Federerem".

Na krawędzi awansu do setki był już od kilku tygodni, ostatnio na liście ATP zajmował 104. miejsce. Po występie w challengerze w meksykańskim Leon (w finale przegrał z Santiago Gonzalezem) zainkasował 45 pkt i przesunął się o dziesięć pozycji na 94. miejsce na świecie.

26-letni Przysiężny, który trenuje we Wrocławiu pod okiem trenera Aleksandra Charpantidisa, jest trzecim po Wojciechu Fibaku i Łukaszu Kubocie Polakiem w elicie ATP.

- Setka to mój cel i wierzę, że w tym roku uda się go zrealizować. Idę inną drogą niż Łukasz, ale moja metoda małych kroczków też jest skuteczna - mówił Przysiężny kilka tygodni temu w Gdyni podczas meczu Pucharu Davisa z Finlandią.

Małe kroczki to właśnie challengery, czyli turnieje niższej rangi z pulą nagród do 150 tys. dol. Przysiężny w ciągu ostatniego roku wygrał w Helsinkach, St. Brieuc, Kazaniu, był też w kilku półfinałach i ćwierćfinałach. W 18 challengerach i jeszcze mniejszych tzw. futuresach uciułał ponad 500 pkt.

Dla porównania Kubot zdobył więcej oczek w trzech turniejach: Australian Open, Belgradzie i Costa Do Saupie.

- Łukasz zdobywa punkty, licząc na jeden strzał w dużym turnieju, ja gromadzę je sukcesywnie - mówił Przysiężny.

Dzielą ich też pieniądze. - Przysiężny, grając o małe stawki ze słabszymi zawodnikami, zarobił w tym roku 35 tys. dol., Kubot w elicie blisko 200 tys.

Teraz Przysiężny drzwi do elity też ma jednak otwarte, bo setka oznacza m.in. prawo do gry w Wielkim Szlemie bez eliminacji. Jest niemal pewne, że w maju na Roland Garros w głównej drabince zagra po raz pierwszy dwóch Polaków.

Dlaczego Przysiężny wystrzelił tak nagle? Bo wreszcie jest zdrowy. Do setki zbliżał się już kilkakrotnie, po raz ostatni w 2007 r., gdy przeszedł eliminacje US Open. Zawsze łapał jednak kontuzje. W 2007 r. po US Open był na challengerze w Wietnamie i upadł tak niefortunnie na kolano, że zerwał włókna przyczepu rzepki. Problemy z kolanem kosztowały go ostry spadek w rankingu. Potrzebna była operacja, wielomiesięczna przerwa. Wrócił dopiero w 2008 r., ale w połowie 2009 r. wciąż był 679. na świecie.

Wojciech Fibak od dawna nazywał Przysiężnego "polskim Federerem". W końcu to on, a nie Kubot, został kiedyś w Sopocie ćwierćfinalistą turnieju ATP, pierwszym od ćwierć wieku w barwach Polski. Fibak porównywał go do Federera, bo Przysiężny grał ładnie technicznie, miał stylowy jednoręczny bekhend i był najwszechstronniejszym ze wszystkich Polaków.

Po kontuzji z 2007 r. wiele osób go jednak skreślało, machnęło ręką, że już nie wróci. Przysiężny, na którego znajomi od lat wołają "Ołówek", miał jednak swoją teorię małych kroczków. W styczniu był jeszcze 183., teraz na jednym z forów internetowych ktoś napisał: "To nie Ołówek, to zaczarowany Ołówek!".

Najnowsze informacje o tenisie  ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA