Od końcówki listopada zeszłego roku cały tenisowy świat żył aferą dopingową związaną z Igą Świątek. Polka uzyskała pozytywny wynik testu, w którym wykryto śladowe ilości trimetazydyny. Niedozwolona substancja znalazła się w organizmie Igi przez zanieczyszczoną melatoninę. Świątek zaakceptowała karę miesięcznego zawieszenia, przez co opuściła turnieje w Seulu, Pekinie i Wuhan. Ostatecznie POLADA i WADA, a więc agencje antydopingowe, nie domagały się dłuższego zawieszenia dla Świątek. Co jakiś czas temat dopingu Polki wraca przy okazji różnych dyskusji.
Ten wątek pojawił się w "The Player's Box Podcast", w którym uczestniczyły amerykańskie tenisistki - Jennifer Brady, Madison Keys, Desirae Krawczyk i Jessica Pegula. Ta ostatnia przypomniała aferę ze Świątek przy opowiadaniu historii dot. testów antydopingowych.
- Jeżeli coś biorę, to jestem bardzo sumienna. Advil (lek na łagodzenie objawów grypy i przeziębienia - red.), Tylenol (lek do uśmierzenia bólu i obniżenia gorączki), zapisuję wszystko, bo nigdy nic nie wiadomo. Słyszy się różne historie i po prostu staję się bardzo paranoiczna. To jest po prostu bardzo stresujące. Potem nie wiesz, czy jest wszystko okej, dopóki nie wyślą Ci informacji w stylu: jesteś czysta. Zakładam, że otrzymasz powiadomienie tylko wtedy, gdy nie przejdziesz testu. Więc to jest stresujące - mówiła Pegula.
W trakcie podcastu Pegula opowiedziała też historię, jak została zaproszona na test antydopingowy przed swoim meczem z Jeleną Rybakiną w turnieju finałowym Billie Jean King Cup, co zwykle się nie zdarza. Wcześniej grała Emma Navarro, która wygrała po trzech setach z Juliją Putincewą.
Zobacz też: Miała rzucić wyzwanie Świątek i Sabalence. Od miesięcy nie może wygrać seta
Świątek szerzej opowiedziała o swoich doświadczeniach z aferą dopingową w rozmowie z Andym Roddickiem. - Byłam na sesji zdjęciowej z moim sponsorem w Warszawie. Byliśmy w trakcie zmieniania miejsca. Weszłam na skrzynkę mailową i zobaczyłam, że dostałam wiadomość. Nawet jej nie przeczytałam, bo od razu zaczęłam płakać. Moi agenci, którzy byli tam ze mną, pomyśleli, że ktoś umarł. Dałam mojej menadżerce telefon i ona wszystko przeczytała - powiedziała.
- Nie mogłam trenować, nie mogłam wychodzić na kort, bo czułam, że to tenis mi to zrobił. I jestem w tym miejscu przez ten sport. Czułam, że nikt mi nie uwierzy, że nie zrobiłam nic złego. Czułam, że cały świat się ode mnie odwróci. Mój zespół bardzo mi pomógł, a prawnik wytłumaczył, co mam zrobić - dodała Świątek.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!