"Jak Aryna tak będzie grała, to będzie ją niewiarygodnie trudno zatrzymać. Nie pamiętam, kiedy ostatnio raz widziałem tenisistkę grającą z taką swobodą i lekkością. Chyba wtedy jak Iga Świątek budowała swoją niesamowitą serię zwycięstw" - mówił w końcówce I seta Żelisław Żyżyński, komentator Canal+Sport, gdy Aryna Sabalenka (Białoruś, 1. WTA) prowadziła w półfinale turnieju WTA 1000 na kortach twardych w Wuhan z Jessicą Pegulą (USA, 6. WTA) już 5:2. Chwilę później Białorusinka po skutecznym smeczu skończyła seta 6:2. Miała w nim zdecydowanie więcej winnerów (19-8). - Jak na razie Sabalenka jest nie do ruszenia - dodawała komentatorka Joanna Sakowicz-Kostecka.
52 zwycięstwa i tylko 3 porażki - taki bilans miała Aryna Sabalenka w tym sezonie, gdy wygrała pierwszego seta. Pegula mogła mieć nadzieje, bo już w pierwszym gemie przełamała rywalkę, a po chwili wygrała swoje podanie i prowadziła 2:0. Odpowiedź Białorusinki była jednak natychmiastowa i zwyciężyła w trzech kolejnych gemach z rzędu.
Jak mówił Żyżyński, Amerykanka podjęła jednak wyzwanie w siódmym gemie, w którym zagrała kapitalnie, przełamała Sabalenkę i prowadziła 4:3. Kilkadziesiąt minut później, przy swoim podaniu miała trzy piłki setowe. Wykorzystała już pierwszą po pięknym winnerze z forhendu wzdłuż linii.
Doszło do wielkich emocji i decydującego seta. Dla Amerykanki był to czwarty mecz w Wuhan rozegrany na pełnym dystansie. - Forhend sieje zniszczenie po drugiej stronie siatki - przyznał słusznie Żyżyński po kolejnym winnerze Białorusinki z forhendu, które dało jej przełamanie 4:2.
Sabalenka w połowie tej partii włączyła tryb turbo i zaczęła grać znakomicie, ofensywnie. Liderka światowego rankingu nie myliła się i miała sporo winnerów, a Pegula praktycznie tylko się broniła. Amerykanka potrafiła jednak pokazać charakter i w ostatniej chwili wróciła do gry. Przełamała bowiem Sabalenkę, przegrywając 3:5, a wcześniej miała gema, w którym zaserwowała trzy asy z rzędu!
- Co tu się dzieje, to jest tenisowy kosmos. Na księżycu ląduje Pegula i ma trzy piłki, by postawić tam jedną nogę. To jest jeden z tenisowych meczów roku. To wielkie spotkanie dwóch wielkich tenisistek - mówili komentatorzy Canal+Sport po przepięknej akcji w końcówce seta, którą wygrała Amerykanka po udanym lobie i miała trzy szanse na przełamanie. Nie wykorzystała jednak żadnej. Po chwili jednak dała radę przy czwartej, a Sabalenka z wściekłością rzuciła rakietą o kort i dostała ostrzeżenie od pani arbiter.
Pegula prowadziła 6:5 i serwowała, by awansować do finału. Po chwili miała piłkę meczową, przy której popełniła pierwszy podwójny błąd! Doszło do kuriozalnej sytuacji, bo w tym gemie Amerykanka w sumie miała cztery podwójne, a wcześniej w meczu - żadnego!
W tie-breaku patrząc na statystykę zdecydowaną faworytką była Sabalenka, która w tym sezonie miała niesamowity bilans 21 zwycięstw i jedną porażkę i wygrała ostatnich 19 takich rozstrzygnięć.
Teraz Białorusinka zagrała go jednak fatalnie i przegrywała 1:6! W efekcie Amerykanka miała aż pięć piłek meczowych. Wykorzystała drugą po autowym forhendzie Sabalenki. Pojedynek trwał dwie godziny i 22 minuty.
Zobacz także: Sensacja nie z tej ziemi! Djoković wylatuje, jego rywal przeszedł do historii
Pegula w finale zmierzy się ze swoją rodaczką Coco Gauff (3. WTA), która pokonała 6:4, 6:3 Włoszkę Jasmine Paolini (8. WTA).
Dla Peguli to szósty finał turnieju WTA w tym roku. Wygrała trzy z nich (Austin, Charleston i Bad Homburg vor der Hohe).
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!