Niespodziewaną zwyciężczynią ubiegłorocznego Wimbledonu była Barbora Krejcikova, która wygrała w finale z Jasmine Paolini 6:2, 2:6, 6:4. Nikt się tego nie spodziewał, gdyż w poprzednich rundach trafiała ona choćby na Jelenę Rybakinę czy Jelenę Ostapenko. I choć była gremialnie skazywana na porażkę, to udało jej się zapisać na kartach historii londyńskiego turnieju. Rok później udowodniła jednak, że był to jednorazowy przypadek.
Barbora Krejcikova od samego początku zawodów radziła sobie dość przeciętnie. Choć wygrała oba mecze - z Alexandrą Ealą oraz Caroline Dolehide, to trzeba było trzech setów, by wyłonić wygraną. 29-latka awansowała do III rundy, w której zmierzyła się z Emmą Navarro. Przez większą część meczu wszystko układało się po jej myśli, gdyż prowadziła 6:2, 2:1 - notując wówczas przełamanie. Ale nagle zaczęła mieć gigantyczne problemy.
Nie dość, że przegrała własne podanie do 0, to potem była już tylko tłem dla rywalki. Na początku trzeciego seta miała jednak doskonałą szansę, by odskoczyć Amerykance. Wygrała serwis, natomiast w drugim gemie prowadziła 40:0. Miała łącznie pięć breakpointów, ale ich nie wykorzystała. Z kolei w kolejnym gemie została przełamana do 0. Potem obie zawodniczki popełniały błędy, traciły podania, natomiast w końcówce to Navarro lepiej utrzymała emocje.
Podczas trzeciego seta Krejcikova poczuła ból, natomiast w sieci spekulowano, że ma uraz. Wzięła nawet przerwę medyczną, ale to nie pomogło. W pewnym momencie nie wytrzymała i zalała się łzami. Fani dopingowali ją z trybun, natomiast Czeszka wiedziała, że lada chwila pożegna się z turniejem. "Sceny trudne do oglądania. Tenis jest faktycznie samotnym sportem" - napisał jeden z użytkowników na portalu X.
Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 2:6, 6:3, 6:4. Dzięki temu zwycięstwu Navarro zagra w kolejnej rundzie z Mirrą Andriejewą. Iga Świątek, która pokonała Danielle Collins, zmierzy się za to z Clarą Tauson.