Wiele tenisistek z czołówki rankingu WTA narzeka na to, że kalendarz imprez w tourze jest przeładowany zawodami. Nie raz głośno opowiadała o tym, chociażby Iga Świątek, która jako wieloletnia liderka światowego tenisa była nad wyraz eksploatowana. W sezonie pojawia się coraz więcej turniejów obowiązkowych dla tenisowej czołówki, co wpływa na formę najlepszych zawodniczek. - Na pewno to kwestia kalendarza. Nie będziemy w stanie grać konsekwentnie przez wiele lat, tydzień po tygodniu (…). Czuję, że kalendarz nie pomaga na tym polu - mówiła Świątek w lutym tego roku.
Jedną z tenisistek, która w ostatnich sezonach ustabilizowała swoją pozycję w czołowej dziesiątce rankingu WTA jest Pegula. W tourze wywalczyła 8 tytułów, a jej ostatni triumf miał miejsce na początku kwietnia w Charleston. Wprawdzie nie udało jej się wygrać niczego podczas wielkoszlemowych gier, ale i na tym polu ma powody do dumy, gdyż w ubiegłym roku zagrała w finale US Open. Po zaciętym meczu poniosła tam porażkę 5:7, 5:7 z Aryną Sabalenką.
Tym bardziej może dziwić, że Pegula zdecydowała się na udział w turnieju Internationaux de Strasbourg. Wprawdzie nie są to zawody absolutnie najniższej rangi, gdyż klasyfikują się do serii WTA 500, lecz ich termin sprawia, że najlepsze tenisistki świata nie są nimi zainteresowane. Odbywają się w dniach 17-24 maja, podczas gdy French Open rusza 26 maja.
Czwarta rakieta świata zdecydowała się więc na bardzo nietypowy ruch. Gdyby w Strasbourgu dotarła do finału, co przy słabo obsadzonej stawce turnieju jest bardzo prawdopodobne, to oznaczałoby, że od ostatniego meczu do początku wielkoszlemowych zmagań będzie miała zaledwie dzień przerwy!
Wytłumaczeniem takiej decyzji Peguli może być to, że od momentu wspomnianego triumfu w Charleston nie rozegrała wielkiej liczby spotkań. W kolejnych zawodach w Stuttgarcie i Madrycie niespodziewanie odpadała już w drugiej rundzie. Aktualnie występuje w Rzymie, gdzie w pierwszym meczu pokonała 2:0 Ashlyn Krueger, a w kolejnym spotkaniu zmierzy się z Elise Mertens.