Choć Iga Świątek odpadła rzecz jasna z turnieju w Indian Wells, emocje z nią związane się nie skończyły, a przynajmniej nie te niebezpośrednie. Dalej toczyła się bowiem walka o punkty do rankingu WTA i pod tym kątem finał zmagań w Kalifornii był dla Polki niezwykle istotny. Wszystko oczywiście przez to, że grała w nim Aryna Sabalenka, która jeszcze przed nim niezwykle wiele zyskała.
Odpadnięcie w półfinale sprawiło, że Świątek straciła aż 610 punktów, jako że broniła aż tysiąca za triumf w turnieju w zeszłym roku. Jakby tego było mało, Sabalenka w poprzedniej edycji zmagań w Indian Wells dotarła tylko do 1/8 finału, więc nie miała szczególnie wiele do stracenia, za to dużo do zyskania. Awans do finału sam w sobie pozwolił jej "zarobić" 530 pkt, a w meczu o tytuł na szali stało kolejne 350 punktów. Stawka była zatem wielka. Dla Andriejewej zresztą też. Wygrana w finale przesunęłaby ją na szóste miejsce w rankingu WTA, najwyższe w karierze.
Sabalenka i Andriejewa mierzyły się w tym roku już dwukrotnie, w 1/8 finału Australian Open i w półfinale w Brisbane. Oba tamte spotkania gładko wygrała Białorusinka, ale też od tamtej pory Rosjanka weszła na o wiele wyższy poziom. Początek jednak nie zwiastował zmiany tendencji, Sabalenka wygrała pierwszego seta bardzo pewnie 6:2. Niemniej jeśli ktoś zdecydował się wówczas skreślić Andriejewą, srogo się pomylił. Niesamowita 17-latka wygrała dwa kolejne sety 6:4 i 6:3, dzięki czemu sięgnęła po drugi z rzędu tytuł rangi WTA 1000.
Wygrana Andriejewej oznacza, że przewaga Aryny Sabalenki nad Igą Świątek pozostanie na poziomie 2231 pkt. Bardzo dużo, szczególnie że zbliża się czas mączki, a tam Polka w Madrycie, Rzymie i Paryżu będzie tylko bronić i to aż 4000 pkt. Natomiast zawsze to lepiej niż 2581 pkt, bo tyle wynosiłaby przewaga Białorusinki, gdyby to ona zdobyła tytuł w Kalifornii. Co się tyczy Rosjanki, drugi z rzędu wygrany turniej WTA 1000 daje jej dorobek 4710 pkt i awans na najwyższe w karierze 6. miejsce.