Mecz Magdaleny Fręch trwał tylko 62 minuty. To była deklasacja!

Bardzo szybki koniec przygody Magdaleny Fręch z turniejem WTA 500 w Abu Zabi. Polka przegrała w I rundzie z Czeszką Lindą Noskovą 0:6, 3:6 i odpadła z dalszej rywalizacji. Był to niezwykle słaby mecz w jej wykonaniu, a pierwszego seta nie da się określić inaczej niż "egzekucja". Tym razem nie było powtórki z Australian Open, gdzie Polka potrafiła podnieść się po równie koszmarnym początku.

Dla Magdaleny Fręch występ w Abu Zabi był pierwszym po Australian Open. Polka dotarła w Melbourne do III rundy, zatrzymana przez Mirrę Andriejewą, jednak wziąwszy pod uwagę fakt, iż przed turniejem miała serię pięciu porażek z rzędu, wynik ten i tak był bardzo solidny. Zwłaszcza że ograła m.in. Polinę Kudermietową, która wcześniej dotarła do finału w Brisbane i sprawiła niemałe kłopoty Arynie Sabalence. 

Zobacz wideo Nowak-Mosty MKS Będzin z dwunastą z rzędu porażką. Artur Ratajczak: Jestem zadowolony z postawy

Dramatyczny początek Fręch. Set do zapomnienia. Najlepiej na zawsze

W Abu Zabi na początek Polka trafiła na Lindę Noskovą. Na papierze niezbyt fortunne losowanie, bo Czeszka to 39. rakieta świata i w szczytowej formie potrafi sprawić problemy najlepszym, a nawet z nimi wygrywać (jak z Igą Świątek podczas Australian Open 2024). Przy czym Noskova w topowej dyspozycji absolutnie nie była. Od początku roku wygrała tylko jeden mecz w Brisbane z Ancą Alexią Todoni, ale już Mirra Andriejewa (Brisbane), Maria Sakkari (w Adelajdzie) i Clara Tauson (I runda AO) okazywały się lepsze. Wydawało się zatem, że Fręch może rywalkę spokojnie ograć.

Jednak by wygrać mecz, trzeba najpierw wyjść na kort, a w pierwszym secie Polka wyglądała, jakby została w szatni. To była absolutna masakra. Noskova w zaledwie 23 minuty rozgniotła naszą reprezentantkę 6:0, z czego trzykrotnie wygrywała gemy do 0. Nie ma się nawet za bardzo co rozwodzić nt. tego co w grze Fręch działało, a co nie, bo nie działało nic. Pozostała nadzieja, że Polka zrobi to samo co w II rundzie Australian Open z Rosjanką Anną Blinkową, gdy pierwszą partię przegrała 0:6 i to jeszcze szybciej (22 minuty), a potem nagle odwróciła wszystko do góry nogami, wygrywając dwie kolejne 6:0, 6:2. 

Fręch umie się podnosić po koszmarnym starcie. Lecz nie tym razem

W drugim secie faktycznie mecz się wyrównał, Polka przede wszystkim dwukrotnie przypilnowała własnego serwisu. Zaś przy stanie 2:2 miała nawet dwie piłki na przełamanie, których niestety nie wykorzystała. Zaś czego nie zrobiła Polka, tego dokonała Noskova. Czeszka miała swoją szansę w szóstym gemie i kapitalnym skrótem objęła prowadzenie 4:2. Chwilę później było już 5:2 i sytuacja zaczęła wyglądać bardzo źle dla Fręch. 

Niestety na tyle źle, że Polka nie była już w stanie odwrócić losów meczu. Udało jej się wygrać jeszcze gema przy własnym serwisie, ale Noskova zrobiła dokładnie to samo. Dało jej to triumf w całym meczu 6:0, 6:3 w zaledwie godzinę i dwie minuty. Czeszka awansowała do 1/8 finału, gdzie już czeka na nią rozstawiona z nr 2 Paula Badosa. 

Linda Noskova - Magdalena Fręch 6:0, 6:3

Więcej o: