To dlatego WADA potraktowała Świątek inaczej niż Sinnera. Wszystko jasne

Dominik Senkowski
Światowa Agencja Antydopingowa nie odwołała się w sprawie Igi Świątek, a złożyła apelację w przypadku lidera rankingu ATP Jannika Sinnera. Dlaczego? Przypadek Polki został oceniony zupełnie inaczej niż Włocha.

W poniedziałek Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) poinformowała w komunikacie, że nie będzie się odwoływać od wyroku Międzynarodowej Agencji ds. Integralności Tenisa (ITIA) ws. Igi Świątek. Działacze mieli czas na złożenie apelacji do 21 stycznia. Nie zdecydowali się na to - podobnie jak wcześniej Polska Agencja Antydopingowa (POLADA), która mogła się odwołać do 31 grudnia.

Zobacz wideo Konflikt Igi świątek z Danielle Collins? Wesołowicz: To jednostronny beef

Kluczowy fragment w oświadczeniu to: "WADA przeprowadziła pełną analizę akt sprawy. Eksperci naukowi WADA potwierdzili, że konkretny scenariusz zanieczyszczonej melatoniny, przedstawiony przez zawodniczkę i zaakceptowany przez ITIA, jest prawdopodobny i nie ma żadnych naukowych podstaw, aby kwestionować go w apelacji".

Dodano także: "WADA zwróciła się też o pomoc prawną do zewnętrznego doradcy prawnego, który uznał, że wyjaśnienia dotyczące zanieczyszczenia podane przez Igę Świątek zostały odpowiednio udokumentowane i nie było uzasadnionych podstaw do odwołania się".

To koniec sprawy Igi Świątek. Nie będzie drugiej instancji, postępowanie nie przeniesie się do Trybunału ds. Sportu w Lozannie (CAS). Pozytywny wynik antydopingowy wykazujący śladowe ilości zakazanej substancji o nazwie trimetazydyna był efektem kontroli przeprowadzonej u tenisistki w sierpniu przed turniejem WTA 1000 w Cincinnati.

WADA nie decyduje się na apelację

Iga Świątek udowodniła, że nieświadomie przyjęła lek z melatoniną, który był zanieczyszczony i stąd zakazana substancja znalazła się w jej organizmie. Poziom stężenia 0,05 ng/ml był niski, a kolejne badania potwierdziły, że w żadnej mierze zawodniczka nie chciała świadomie naruszyć przepisów antydopingowych.

Czytaj także: Iga Świątek udowodniła swoją wielkość

Poniedziałkowy komunikat WADA jest bardzo precyzyjny, dzięki czemu nawet najwięksi krytycy naszej tenisistki nie zyskali żadnych podstaw do podważania braku decyzji o odwołaniu. Rzecz jasna Nick Kyrgios, Jewgienij Kafielnikow, rosyjskie czy rumuńskie media (ze względu na Simonę Halep) mogą mieć nadal swoją optykę na sprawę, ale pozostaje to już w sferze ich wyłącznego problemu.

Dla Igi Świątek najważniejsze, że może ostatecznie zostawić tę historię za sobą. Nie będzie odwołania i konieczności udowadniania na nowo w Lozannie swoich racji. Nie ma też ryzyka, by tenisistka została zawieszona na dłużej. Może skupić się na sportowej rywalizacji, a ta w Australian Open idzie jej bardzo dobrze - Polka jest już w ćwierćfinale.

Turniej w Melbourne to pierwsza impreza wielkoszlemowa, w której Świątek występuje po zawieszeniu. Część kibiców zastanawiała się, jak trybuny będą reagować na polską tenisistkę po sprawie związanej z pozytywnym wynikiem, o której świat dowiedział się pod koniec listopada. Obawy okazały się niepotrzebne - Świątek otrzymuje w Australii wyłącznie wsparcie od widzów.

Z żadnymi gwizdami czy innymi negatywnymi reakcjami nie spotkał się także Jannik Sinner. Włoch również dotarł już do najlepszej "ósemki" turnieju w Melbourne. W jego przypadku WADA postąpiła jednak inaczej. We wrześniu poinformowała, że odwołała się do CAS. Grozi mu nawet do dwóch lat zawieszenia.

Sinner musi czekać

Dlaczego Sinner został potraktowany przed Światową Agencją Antydopingową inaczej niż Świątek? Kontrolerzy uważają, że Włoch nie jest całkowicie niewinny, jak w wyroku pierwszej instancji uznała ITIA. Sinner bezpośrednio nie doprowadził do tego, że w jego organizmie znalazła się niedozwolona substancja - clostebol. WADA przekonuje jednak, że ponosi za to pośrednią odpowiedzialność.

To współpracownicy lidera rankingu ATP nie zachowali czujności, masażysta tenisisty stosował maść z zakazaną substancją, gdy sam miał ranę na rękach. Potem przeniósł to na Włocha. Gdzie tu odpowiedzialność Sinnera? WADA twierdzi, że polega na tym, iż zatrudnił takie, a nie inne osoby, które popełniły błąd, który w konsekwencji doprowadził do jego pozytywnego wyniku antydopingowego. 

- WADA uważa, że ustalenie "braku winy lub zaniedbania" u Sinnera nie było prawidłowe w świetle obowiązujących przepisów - czytamy w komunikacie Agencji. Jej dyrektor Olivier Niggli dodał w grudniu w wywiadzie dla agencji AFP: "Nie kwestionujemy faktu, że mogło to być zanieczyszczenie, ale uważamy, że stosowanie nie było zgodne z przepisami. W odwołaniu uznano, że nie było winy Sinnera, ale uważamy, że sportowiec nadal ponosi odpowiedzialność wobec swojego otoczenia".

W połowie kwietnia odbędzie się rozprawa tenisisty w Lozannie. Przekonamy się wtedy, czy argumentacja Światowej Agencji Antydopingowej przekona arbitrów Trybunał ds. Sportu. Włoch do tego czasu nie może być pewny, jak zakończy się jego sprawa. W dużo korzystniejszej sytuacji znajduje się już Iga Świątek.

Więcej o: