"Koszmarnie to wygląda", "To wartości niegodne meczu w cyklu WTA" - oceniał prędkość serwisu Evy Lys Dawid Olejniczak, który komentował w Eurosporcie mecz Igi Świątek. Zderzenie poziomów będącej drugą rakietą świata Polki ze 128. w rankingu WTA Niemką było brutalne i do bólu jednostronne. Lys nie pomógł nawet siedzący w jej boksie trener, który wygrał już kiedyś Australian Open.
Niemka, która przegrała w decydującej rundzie kwalifikacji w Melbourne, po pierwszym w karierze awansie do 1/8 finału w Wielkim Szlemie, napisała w mediach społecznościowych, że czasem wystarczy dostać od losu drugą szansę. Ona swoją - w trzecim w karierze występie w głównej drabince turnieju tej rangi - wykorzystała świetnie i dzięki temu za tydzień zadebiutuje w Top100 rankingu WTA. W poniedziałek zaś zobaczyła, jak wiele jej brakuje, by nawiązać walkę ze światową czołówką.
Przed pojedynkiem ze Świątek 23-letnie Niemka opowiadała z uśmiechem, że podczas pobytu w Melbourne już dwa razy musiała zmieniać datę na bilecie lotniczym. Opowiadała też wtedy, że miała zaledwie 10 minut na dotarcie na mecz 1. rundy w głównej drabince, bo o swojej szansie dowiedziała się tuż przed rozpoczęciem spotkania z Australijką Kimberly Birrell. W poniedziałek po 10 minutach było już widać, że kolejny raz Niemka przekładać powrotu do domu raczej nie będzie musiała. Przegrywała wtedy 0:3 z Igą Świątek. Co prawda w gemie otwarcia miała dwie szanse na przełamanie, ale to wynikało tylko z tego, że faworytka szukała wtedy dopiero rytmu.
W 17. minucie Lys cieszyła się mocno, tak samo jak zasiadająca w jej boksie mama oraz trener przygotowania fizycznego oraz kibice na trybunach. To wtedy Niemka zanotowała pierwsze w tym meczu uderzenie wygrywające. Jedyne w inauguracyjnym secie. W drugim poprawiła trochę tę statystykę, która na koniec i tak nie pozostawiała złudzeń, bowiem pod tym względem było 7-28.
Gdy kamera pokazała po tym pierwszym winnerze bliskich Lys, to na tle ogólnej radości wyróżniała się ponura (a może skupiona?) twarz Torbena Beltza. Trener krajowy niemieckiej federacji tenisowej pojawił się w boksie Lys gościnnie - będący jej szkoleniowcem ojciec Władymir wrócił po eliminacjach do Europy. Beltz zna smak zwycięstwa w Australian Open - pod jego wodzą triumfowała w tej imprezie w 2016 roku Angelique Kerber.
W poniedziałek słynny szkoleniowiec, jak i wszyscy inni, wiedzieli raczej, że Lys ma niewielkie szanse na sprawienie sensacji. Głównie za sprawą wielkiej wyrwy, którą w jej tenisie stanowi bardzo słaby serwis. Największa prędkość Świątek tego dnia przy podaniu wynosiła 180 km/h, Niemki - 159 km/h. Różnica w średniej prędkości pierwszego serwisu wynosiła dokładnie 20 km/h. To przepaść, której Lys nie miała czym zasypać. W jej tenisowym asortymencie nie było odpowiednich narzędzi. I dlatego pozostała jej euforia po wygraniu jedynego wygranego w tym pojedynku gema. Potwierdziły się przedmeczowe słowa Radosława Szymanika dla Eurosportu, że te zawodniczki to dwa tenisowe światy.
- Nie sądzę, abym została zlekceważona w 1/8 finału. Uważam, że mam w tym meczu swoje szanse. Będę próbować i grać swój najlepszy tenis. Sądzę, że Iga będzie musiała się mocniej napracować, aby wygrać - oceniała przed pojedynkiem Lys.
Sprawdziło się tylko pierwsze zdanie, bo Polka na pewno przeciwniczki nie zlekceważyła. Ale Niemka w poprzednim ich meczu - 1/8 finału w Stuttgarcie 2022 - zapisała na swoim koncie o gema więcej. Teraz zaś podzieliła los dwóch poprzednich rywalek Świątek w Melbourne, unikając minimalnie odesłania na "rowerze", czyli przegranej 0:6, 0:6.
Polka po raz 10. awansowała do wielkoszlemowego ćwierćfinału. O drugi w karierze półfinał Australian Open zagra z Amerykanką Emmą Navarro.