Cały tenisowy świat żyje sprawą Igi Świątek, która 12 września otrzymała pozytywny wynik testu antydopingowego. W jej organizmie wykryto śladowe ilości trimetazydyny. "Jeździła do Francji, żeby badać włosy. Przebukowywała bilety lotnicze do Chin, licząc, że dostanie zgodę na bronienie prowadzenia w rankingu. A przez cały ten czas nie mogła zdradzić, że toczy się postępowanie antydopingowe w związku z pozytywnym wynikiem jej testu" - tak kulisy całej sprawy, która zakończyła się na korzyść Świątek, opisywał Łukasz Jachimiak ze Sport.pl.
Wiele osób ze zrozumieniem podeszło do całej sprawy, uwierzyło w nieumyślność Świątek i wspiera ją w całej tej sytuacji. Niektórzy mają jednak wątpliwości, a inni wskazują m.in. na podwójne standardy dotyczące traktowania najlepszych tenisistów względem tych z dalszych miejsc w rankingach.
- Miesiąc kary dla Świątek to zdecydowanie podwójne standardy. Moim zdaniem komisja traci przez to wiarygodność. To już nie jest odosobniony przypadek. Tak, może zaczęło się od Walijewy [łyżwiarka figoruowa, która została zdyskwalifikowana po wykryciu trimetazydyny w jej organizmie - przyp. red.]. Ale nie wiem, czy było to przed nią. Jeśli weźmiemy tenis, to Halep i inna Brytyjka, które miały dokładnie tę samą sprawę rozpatrywaną przez 19 miesięcy. A u Świątek wszystko potoczyło się bardzo szybko. Dzieją się jakieś niezrozumiałe rzeczy. Z mojego punktu widzenia ta organizacja traci wiarygodność - tak o działaniach Międzynarodowej Agencji ds. Integralności Tenisa (ITIA) wypowiedział się Andriej Olchowski cytowany przez Championat. Rosyjski tenisista, dwukrotny mistrz wielkoszlemowy w mikście. W 1993 roku wygrał turniej na kortach Rolanda Garrosa w parze z Jewgieniją Maniokową.
Zdaniem Rosjanina powinna obowiązywać pewna skala. - Albo substancji nie ma na 100%, albo jest w minimalnym stopniu i za to jest konkretna kara. Teraz nikt nic nie wie. Jeden sportowiec ma minimalny wskaźnik, za który zostaje zdyskwalifikowany na dwa lata, a inny za to samo na miesiąc - stwierdził. Wskazywał również, że sportowcy biorą suplementy, w których mogą być nielegalne substancje. A sami zawodnicy mogą je zażyć, nie mając o tym świadomości.
- Nie znam tego systemu na 100 proc., ale zrobiłbym jakiś margines błędu, a potem dla każdego taka sama dyskwalifikacja na bardziej rozsądny czas - podsumował Olchowski.
Co zaś tyczy się samej trimetazydyny, to w przyszłości może być więcej sportowców, u których zostanie wykryta. '"Przypadków z trimetazydyną będzie więcej' - można było usłyszeć na spotkaniu z dziennikarzami, gdzie na temat różnych historii dopingu wypowiadali się eksperci. Dlaczego? Bo aparatura w laboratoriach badawczych jest coraz lepsza i czulsza i większy jest problem z zanieczyszczeniami" - opisywał Kacper Sosnowski ze Sport.pl.