Gauff aż się popłakała, było już 3:1. Mecz ze Świątek obiegł świat

Agnieszka Niedziałek
Łzy Coco Gauff i głębokie oddechy, którymi próbowała się uspokoić - to pamiętny obrazek z półfinału tegorocznego Roland Garros, jej ostatniego meczu z Igą Świątek. Płakała też po jednym z wcześniejszych, a w innym rzuciła rakietą. Polka żadnej tenisistki nie pokonała tyle razy co 20-letniej Amerykanki. Ale niedawna przemiana Gauff zwiększa szanse, by we wtorkowym meczu WTA Finals poprawiła fatalny bilans, jaki ma ze Świątek.

Określenie 20-letnia weteranka wydaje się oksymoronem, ale do występów Coco Gauff w WTA Finals jak najbardziej pasuje. Amerykanka już po raz trzeci z rzędu bierze udział w tej prestiżowej imprezie kończącej sezon i z kilku względów wydaje się mieć teraz największe szanse, by w niej dużo zdziałać. Po raz trzeci z rzędu też trafiła do grupy z Igą Świątek, która w ciągu czterech lat stała się jej tenisowym koszmarem. Czy w Rijadzie Gauff po raz drugi na chwilę się z niego obudzi?

Zobacz wideo Iga Świątek wybrała nowego trenera. "Jestem bardzo podekscytowana"

Łzy przytłoczonej Gauff. Uniknie powtórki niechlubnego rekordu

Wynik 2:6, 2:1 i 15:15 w czwartym gemie - to wtedy Gauff, kierując się za linię końcową, by przygotować się do kolejnej akcji, ocierała przedramieniem łzy. Następnie przystanęła tyłem do kortu, odetchnęła głęboko kilka razy i ponownie wytarła oczy. Chwilę wcześniej zakończyła dyskusję z Aurelie Tourte, rozjemczynią półfinału Roland Garros ze Świątek.

Różnica zdań dotyczyła kontrowersji z poprzedniej akcji. Polka zaserwowała i w pierwszym momencie sędzia liniowa wywołała aut, ale zaraz potem zmieniła decyzję. Amerykanka zepsuła return, a Tourte przyznała punkt podającej. Gauff była bardzo zaskoczona takim obrotem sprawy.

- Jestem na tysiąc procent pewna, że ten okrzyk wpłynął na moją reakcję - przekonywała sędzię główną, ale nic nie wskórała. A potem dała upust emocjom.

- Uznała, że została skrzywdzona. Mecz jest na styku. Miałaby minimalną zaliczkę, a to wszystko spowodowało, że łezkę albo dwie uroniła - opisywał komentujący tamten mecz w Eurosporcie Lech Sidor.

Zawodniczka z USA wygrała tego gema, powiększając prowadzenie do 3:1, ale potem już dominowała obrończyni tytułu, która zwyciężyła 6:2, 6:4. W ostatniej akcji Amerykanka posłała piłkę daleko poza pole gry, notując 39. niewymuszony błąd w tym spotkaniu.

- To było po prostu przytłaczające. Przegrywam, a wtedy... W meczu przeciwko komukolwiek każdy punkt ma znaczenie, ale zwłaszcza przeciwko niej. To był jeden z tych momentów. Zwykle nie jestem nadmiernie sfrustrowana tego typu decyzjami, ale myślę, że to była suma wszystkiego, co się działo w tamtej chwili - opisywała później na konferencji prasowej Gauff.

Gdy zaraz potem jedna z dziennikarek spytała, czy uznałaby Polkę za szczególnie trudną dla siebie rywalkę, to tenisistka uśmiechnęła się gorzko i odparła: - Liczby są odpowiedzią na to pytanie. Rzeczywiście, bilans 1-11 jest dość bolesny, kiedy weźmie się pod uwagę, że utalentowana Amerykanka od kilku lat należy do światowej czołówki. Tuż przed tym czerwcowym pojedynkiem w Paryżu była w bardzo dobrym humorze.

- Wyjdę na kort z pewnością siebie. Przed meczem w Cincinnati też nie szłam z myślą, że jeszcze nigdy z nią nie wygrałam ani nawet nie wygrałam z nią seta. Nie jestem jej poprzednimi rywalkami w tym turnieju. Może przegram w takim samym wymiarze, a może nie. Wyjdę i postaram się wygrać. Nie mam nic do stracenia, cała presja spoczywa na niej - zapewniała trzecia rakieta świata.

To właśnie we wspomnianym Cincinnati, w półfinale ubiegłorocznej edycji, Gauff odniosła jedyne dotychczas zwycięstwo nad Świątek - 7:6, 3:6, 6:4. Nie kryła wtedy radości z przełamania fatalnej passy w rywalizacji ze starszą o trzy lata Polką. Do tego momentu miała z nią bilans 0-7.

- Pokonać ją wreszcie to świetne uczucie. Bez obrazy dla Gaela Monfilsa, ale nie chciałam powtórzyć jego rekordowego bilansu z Novakiem Djokoviciem [0-19 - red.]. Staram się jak mogę poprawić bilans z Igą. Mam nadzieję, że będę miała okazję mierzyć się z nią ponownie i poprawiać tę statystykę - zaznaczyła.

Jej życzenie spełniło się tylko częściowo - później jeszcze cztery razy trafiała na obecną wiceliderkę rankingu, ale ani razu nie wygrała choćby seta.

Frustracja w Cancun, 60 niewymuszonych błędów w Nowym Jorku. Lato marzeń i letni kryzys

Ubiegłoroczne lato było wymarzone dla Gauff, bo wygrała w krótkim czasie aż trzy turnieje - właśnie w Cincinnati, w Waszyngtonie i US Open. W Nowym Jorku zdobyła wtedy swój pierwszy tytuł wielkoszlemowy. Pierwszy występ w finale tej prestiżowej rywalizacji zaliczyła zaś jako zaledwie 18-latka. Dotarła do tego etapu w Roland Garros, a po drugiej stronie siatki była uwielbiająca tamtejsze korty Świątek. Nastolatka zapisała na swoim koncie zaledwie cztery gemy (1:6, 3:6). Wówczas - przytłoczona emocjami - rozpłakała się w czasie przemowy podczas dekoracji.

Frustracja dała zaś jej o sobie znać w pojedynku z Polką, który rozegrała rok temu. W meczu fazy grupowej WTA Finals popełniała mnóstwo niewymuszonych błędów i w pewnym momencie cisnęła ze złością rakietą o kort. Całe spotkanie przegrała 0:6, 5:7. To i tak wynik lepszy niż ten, który zanotowała dwa lata temu, gdy zmierzyła się ze Świątek w swoim debiucie w mastersie - wtedy zapisała na swoim koncie jedynie trzy gemy.

Łzę utalentowana Amerykanka, której idolkami są siostry Serena i Venus Williams, ocierała też tuż po odpadnięciu w 1/8 finału tegorocznej edycji US Open. W tym spotkaniu naliczono jej aż 60 niewymuszonych błędów i 19 podwójnych. - Nie chcę przegrywać więcej w ten sposób - przyznała potem smutna na konferencji prasowej.

O ile poprzednie lato - tuż po rozpoczęciu współpracy ze słynnym trenerem Bradem Gilbertem - było dla niej wymarzone, o tyle o tegorocznym chciałabym zapewne jak najszybciej zapomnieć. A początek tego sezonu nie zapowiadał nadchodzącego kryzysu - wygrała w Auckland, zarówno w Australian Open, jak i w Roland Garros dotarła do półfinału (w Melbourne po raz pierwszy w karierze), a po paryskiej imprezie zadebiutowała w roli drugiej rakiety świata. Utrzymała tę pozycję przez 10 tygodni, ale potem nastał trudny czas - od Wimbledonu do US Open ani razu nie dotarła choćby do ćwierćfinału.

Odrodzenie Gauff. Do trzech razy sztuka w meczach ze Świątek?

Po nieudanej próbie obrony tytułu w Nowym Jorku Gauff rozstała się z Gilbertem, a efekt powrotu do rywalizacji miesiąc później okazał się nadspodziewanie udany. Z nowymi trenerami u boku (Jean Christophe Faurel i Matt Daly) najpierw wygrała "tysięcznik" w Pekinie, a następnie dotarła do półfinału w Wuhan. W tym ostatnim spotkaniu przegrała z nie byle kim, bo z będącą od dłuższego czasu w świetnej formie Białorusinką Aryną Sabalenką.

- W kolejnych startach po odpadnięciu z Wimbledonu nie miałam tak naprawdę żadnych oczekiwań. Powtarzałam sobie, że będę ciężko pracować na treningach i wierzyć, że to da efekty. Nie wiedziałam, kiedy, ale wiedziała, że kiedyś w końcu da. I obstawiam, że daje teraz. Powiedziałam sobie, że mogę pozwolić, by mnie to zniszczyło albo się po tym odrodzić. Postanowiłam, że się po tym podniosę - wspominała niedawno 20-latka, która wygrała 10 z ostatnich 11 meczów.

Może się pochwalić - jak na swój wiek - wielkim doświadczeniem, licznymi sukcesami i dużą dojrzałością. Poza ośmioma tytułami w singlu ma też dziewięć w deblu, w tym jeden wielkoszlemowy, który zdobyła w tegorocznym Roland Garros. W grze podwójnej dwukrotnie dotarła też do finału tych prestiżowych zmagań (US Open 2021 i Roland Garros 2022). A o swojej grze, mimo ostatniej świetnej passy, mówi z dystansem.

- Przede mną jeszcze długa droga i nad wieloma rzeczami wciąż jeszcze muszę popracować, ale jestem z siebie dumna. Moja gra nie była kompletna, gdy miałam 15 lat [W 2004 roku błysnęła, gdy w wielkoszlemowym debiucie dotarła do 1/8 finału Wimbledonu - red.] i nadal nie jest, ale gram niemal co tydzień, próbując się rozwijać. Z tego jestem ogromnie dumna - zaznaczyła po triumfie w Pekinie sprzed miesiąca.

W WTA Finals jej najlepszym wynikiem jest na razie ubiegłoroczny półfinał. Warto jednak zaznaczyć, że w obu poprzednich edycjach startowała zarówno w singlu, jak i w deblu. Teraz skupia się na rywalizacji indywidualnej, co powinno ułatwiać jej regenerację, a dodatkowo przyjechała z pewnością siebie będącą wynikiem ostatnich sukcesów. Do tego może korzystać z doświadczenia z poprzednich edycji, a sprzyjać jej też będą warunki w Rijadzie, czyli dość szybki twardy kort ("beton" to jej najlepsza nawierzchnia). Pytanie, czy to wszystko wystarczy, by po raz drugi w karierze pokonała Świątek i uniknęła tym razem łez rozczarowania. Odpowiedź poznamy we wtorek w drugiej części dnia.

Więcej o: