Kibice i eksperci nie mogli się doczekać momentu, aż Iga Świątek po niemal dwumiesięcznej przerwie wróci na kort. W niedzielę listopada 23-latka rozegrała pierwsze spotkanie od US Open. W inauguracyjnym starciu na WTA Finals jej rywalką była Barbora Krejcikova. Już od pierwszego gema widać było, że Polka nie czuje się zbyt pewnie. Towarzyszyły jej ogromne emocje, które czasami były ciężkie do okiełznania. To przekładało się wynik. Kiedy Świątek przegrywała już 4:6, 0:3, wielu skazywało ją na porażkę.
Tymczasem wiceliderka rankingu WTA wzięła się w garść i szybko odmieniła losy pojedynku. W krótkim czasie znacząco poprawiła zagrania z forhendu, co przyniosło efekty. Ostatecznie po dwóch godzinach i 35 minutach triumfowała 4:6, 7:5, 6:2 na start WTA Finals. - Koncentrowałam się w trakcie meczu na lepszej kontroli piłki przy uderzeniach, bo na samym początku latała jak szalona. To nie zdarzało mi się podczas treningów, więc wiedziałam, że mam to w sobie. Miałam problemy z zachowaniem cierpliwości, ale jestem zadowolona, iż ostatecznie po prostu robiłam swoje, nie patrząc na wynik - mówiła tuż po ostatnim gemie.
Dzięki niedzielnej wygranej z Czeszką Iga Świątek dopisała sobie na konto równe 60. zwycięstwo w tym sezonie. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie kosmiczna statystyka, którą opublikowała platforma OptaAce. Okazuje się, że nasza tenisistka jest trzecią zawodniczką w ciągu ostatnich 30 lat, która w trzech sezonach z rzędu odnosi co najmniej 60 zwycięstw!
W zeszłej kampanii Polka wygrała dokładnie 68 meczów, a dwa lata temu schodziła z kortu jako zwyciężczyni 67 razy. Tym samym osiągnięciem przez ostatnie 30 lat mogą pochwalić się jedynie Martina Hingis, która dokonała tego w latach 1997-2001 oraz Caroline Wozniacki. Dunka polskiego pochodzenia wygrywała jak na zawołanie w latach 2009-2011. Co więcej, w tym sezonie Świątek osiągnęła 60 zwycięstw nawet pomimo długiej przerwy, podczas której opuściła chociażby turnieje w Wuhan czy Pekinie. Dzięki temu znów zapisała się na kartach historii tenisa.
Warto dodać, że w tej statystyce Polce - jak na razie - nie zagraża Aryna Sabalenka. Wygrana na start WTA Finals przeciwko Qinwen Zheng (6:3, 6:4) była 55. zwycięstwem Białorusinki w tym sezonie. Dzięki temu Sabalenka wyrównała życiowy rekord ustanowiony przed rokiem. I wiele wskazuje na to, że teraz spokojnie jest w stanie go pobić, jednak nawet jeśli triumfuje w Rijadzie, na jej koncie będzie widniało 59 wygranych w sezonie 2024.