Białoruskie media piszą o Świątek: "Ukradła". Sabalenka bezlitosna

Aryna Sabalenka się nie zatrzymuje. Mistrzyni tegorocznych Australian Open i US Open mocno zaczęła WTA Finals. W Rijadzie liderka światowego rankinu pokonała mistrzynię olimpijską Qinwen Zheng 6:3, 6:4. Białorusinka tym zwycięstwem wyrównała swój rekord kariery. I dała dużo powodów do radości mediom w swoim kraju.

„Aryna Sabalenka ma wszelkie szanse, by dokończyć rok 2024 jako królowa tenisa" – pisała białoruska „Republika" w zapowiedzi WTA Finals. Liderka światowego rankingu WTA właśnie zrobiła pierwszy krok w tym kierunku, pokonując Qinwen Zheng 6:3, 6:4.

Zobacz wideo Iga Świątek wybrała nowego trenera. "Jestem bardzo podekscytowana"

Sabalenka od pierwszej do ostatniej piłki była pewna siebie i solidna w każdym elemencie gry, a bazowała na znakomitym serwisie. Białorusinka wygrała aż 31 z 33 punktów rozegranych po jej pierwszym podaniu, czyli aż 94 proc! Nic dziwnego, że po całkowicie zasłużenie wygranym meczu podkreślała, że dumna jest przede wszystkim ze swojego serwisu, bo cały czas wywierała nim presję na Zheng.

Sabalenki nie zatrzymali nawet chińscy kibice

Chinka miała wsparcie kilku tysięcy swoich rodaków. Oni zdominowali trybuny w Rijadzie. Ale na korcie to Chinka została zdominowana. A po meczu Sabalenka stwierdziła nawet, że miło jej się grało przed publiką, która tak naprawdę czasami zwyczajnie próbowała jej przeszkadzać.

Bardzo dobre wejście Sabalenki w WTA Finals to kontynuacja jej świetnej dyspozycji. Białorusinka ma wspaniały cały 2024 rok. Właśnie wygrała w nim 55. mecz (przy tylko 12 przegranych). Tym samym wyrównała swój rekord zwycięstw w roku kalendarzowym – ubiegły sezon zamknęła 55 zwycięstwami przy 14 porażkach.

Dla Sabalenki kończący się rok jest najlepszy w karierze. Już wygrała w nim cztery turnieje, czyli więcej niż kiedykolwiek. W tym roku Sabalenka wygrała swój drugi (Australian Open) i trzeci (US Open) wielkoszlemowy tytuł w karierze. I niedawno drugi raz w życiu została liderką światowego rankingu.

Sabalenka ma nadzieję, że numerem jeden będzie dłużej niż za pierwszym razem – rok temu prowadzenie przejęła tylko na osiem tygodni. Wtedy szybko i w wielkim stylu numer jeden odzyskała Iga Świątek. Wówczas po słabszym US Open (odpadnięcie w czwartej rundzie) Polka miała genialną końcówkę sezonu, a w WTA Finals w Cancun wygrała wszystkie mecze, w tym półfinał z Sabalenką.

Białorusini boją się Świątek

Białoruskie media nie mają wątpliwości, że teraz Świątek znów będzie najpoważniejszą rywalką Sabalenki. „W bezpośrednich konfrontacjach osiem razy pokonała Arynę, a cztery razy przegrała. W tym roku wygrała z Aryną dwa mecze, a przegrała jeden. Ale nie grała od początku września, gdy przegrała w US Open, a potem dokonywała przetasowań w swoim zespole, zmieniając trenera. A Aryna mocno kończy sezon, wygrała trzy z czterech ostatnich turniejów, w których zagrała" – pisze portal sb.by.

Sabalenka przyjechała do Rijadu po wygraniu turnieju w Cincinnati, US Open i w Wuhan. Przez ostatnie dwa i pół miesiąca Białorusinka przegrała tylko jeden mecz – ćwierćfinał w Pekinie z Karoliną Muchovą. A wygrała aż 21 meczów, licząc z tym sprzed chwili, z Zheng w Rijadzie.

„Turniej finałowy to będzie walka Sabalenki i Świątek. Aryna zapewne nie chce dopuścić do powtórki zeszłorocznej historii, kiedy Iga podczas takiego turnieju ukradła jej status liderki światowego rankingu" – pisze białoruska „Republika".

Świątek dopiero zacznie. Jej rekordy jeszcze lepsze

Świątek udział w WTA Finals rozpocznie dzień po Sabalence. W niedzielę w swoim pierwszym meczu w Rijadzie zmierzy się z Barborą Krejcikovą (nie przed godziną 13.30, transmisja w Canal+, relacja na żywo na Sport.pl).

Dla Igi to będzie pierwszy występ od 5 września, gdy przegrała z Jessiką Pegulą w ćwierćfinale US Open. Tamten mecz był dopiero ósmym przegranym przez Świątek w 2024 roku. Przy aż 59 wygranych!

Jeśli jesteśmy pod wrażeniem, że Sabalenka wyrównała swój rekord zwycięstw w roku kalendarzowym i że tych wygranych meczów ma aż 55, to przypomnijmy, że Świątek rok temu wygrała aż 68 meczów (przy 11 przegranych), dwa lata temu tych zwycięstw było 67 (przy dziewięciu porażkach), a teraz niemal na pewno znów skończy sezon z liczbą zwycięstw na poziomie 60 plus.

Więcej o: