Jannik Sinner (1. ATP) kontra Carlos Alcaraz (3. ATP) - takiego finału oczekiwało wielu kibiców śledzących turniej ATP 500 w Pekinie. Dwaj najwyżej rozstawieni tenisiści nie zawiedli i dotarli do meczu o tytuł. W nim stoczyli pasjonujący pojedynek, godny dwóch wielkich gwiazd tej dyscypliny.
Początek meczu zdecydowanie należał do Hiszpana, który w drugim gemie miał aż trzy szanse na błyskawiczne przełamanie. Żadnej nie wykorzystał, ale na szczęście dla siebie po chwili obronił break point. A potem zdominował wydarzenia na korcie.
Trzeci zawodnik świata przełamał rywala i kontynuował dobrą serię, aż w końcu doprowadził do wyniku 5:2. Wtedy mogło się wydawać, że nie wypuści tego z rąk. Tyle że w dziewiątym gemie stracił serwis, a niedługo później zrobiło się 5:5.
Później Hiszpan miał niejedną okazję, aby przechylić szalę na swoją korzyść. Przy stanie 6:5 miał break point na wagę seta, lecz zaprzepaścił tę wielką szansę. Doszło więc do tie-breaka, w którym początkowo o wiele lepiej radził sobie Alcaraz. Doprowadził do stanu 6-4 z przewagą mini-breaka, lecz zmarnował drugą piłkę setową. A po chwili trzecią, co miało dla niego druzgocące konsekwencje. Sinner odrobił stratę mini przełamania z nawiązką, a przy własnym podaniu domknął spektakularny powrót i triumfował 8-6! Potrzebował do tego aż 72 minut.
Drugi set zaczął się o wiele spokojniej. W pierwszych sześciu gemach nie było żadnej szansy na przełamanie, dopiero w siódmym dwie miał Alcaraz, jednak po raz kolejny w tym spotkaniu zaprzepaścił swoją szansę.
To szybko mogło się zemścić na Hiszpanie, mającym problemy z utrzymaniem podania. W dużej mierze za sprawą Włocha, który w jednej z wymian popisał się fantastycznym lobem, doprowadzając do równowagi. - Najlepszy lob z głębokiej defensywy, jaki widziałem w tym roku - zachwycał się komentator Polsatu Sport. Później Sinner miał nawet dwa break pointy i oba zmarnował, lecz znów trzeba było oddać klasę drugiemu zawodnikowi. Obaj pokazywali kapitalne zagrania, przez co rozegrano aż 22 punkty. Ostatnie słowo, a nawet dwa, należały do Alcaraza, który wykorzystał atut serwisu i dwoma asami doprowadził do stanu 4:4.
To wyraźnie podbudowało Hiszpana. W kolejnym gemie szybko doprowadził on do stanu 40-15. O ile za pierwszym razem lider rankingu ATP jeszcze obronił serwis, o tyle za drugim już nie dał rady. A 21-latek dalej szedł jak po swoje i po dwóch wygranych wymianach znów zaskoczył przeciwnika podaniem. Najpierw posłał asa, a potem Sinner zagrał return w siatkę, co zakończyło trwającą 58 minut drugą partię.
Początek trzeciego seta sugerował, że włoski tenisista jeszcze nie do końca się otrząsnął. W trzecim gemie obronił dwa break pointy, jednak trzeciego już nie dał rady. Co przy bardzo pewnym serwisie Alcaraza nie wróżyło mu dobrze. - Jest jak w transie, bezbłędny - komplementował 21-latka komentator Polsatu Sport.
W piątym gemie Sinner znalazł się pod ścianą, gdyż przegrywał 1:3 i 15-40. Jednak zdobył trzy punkty z rzędu i doprowadził do gry na przewagi. W niej nie pozwolił przeciwnikowi na zbyt wiele, dzięki czemu miał jeszcze realną szansę na walkę o tytuł.
Światowy numer jeden wyszedł z opresji, a potem ruszył do kontrataku. Przy stanie 3:4 miał aż trzy break pointy i mimo że pierwszy zmarnował, to drugi już wykorzystał, doprowadzając do remisu. To zwiastowało gigantyczne emocje do samego końca.
I tak też było. Sinner w dziewiątym gemie prowadził do rezultatu 40-30, ale gdy stał w okolicach linii końcowej, Alcaraz zagrał piłkę pod siatkę. Tyle że świetnie przygotowany fizycznie 23-latek dobiegł do siatki i końcem rakiety przebił na drugą stronę, przypierając rywala do muru.
Tym razem to hiszpański tenisista się wybronił, a returny, jakimi zaczął popisywać się przy stanie 5:5, przyprawiały o zawrót głowy. Choć nawet to nie wystarczyło do przełamania, którego w tym meczu już nie uświadczyliśmy. I potrzebny był drugi tie-break.
Decydująca rozgrywka rozpoczęła się od trzech z rzędu punktów dla włoskiego tenisisty, dzięki czemu znacząco zbliżył się on do obrony tytułu. Ale jego przeciwnik odpowiedział tym samym! - Jacy oni są szybcy, zręczni, zwrotni - zachwycał się komentator. A to był dopiero początek popisów Alcaraza, który rozstrzygnął na swoją korzyść cztery kolejne akcje i po 203 minutach gry wygrał finał turnieju w Pekinie!
Po pekińskim finale nie zmieni się rankingowa pozycja Włocha, który pozostanie liderem. Natomiast Alcaraz wróci na drugie miejsce kosztem Alexandra Zvereva.