Magdalena Fręch i Shuai Zhang grały w Pekinie uskrzydlone. Polka nie boi się nikogo po wygraniu turnieju w Guadalajarze. Chinka przełamała serię 24 porażek z rzędu i znów udowadnia, że potrafi grać w tenisa. I to było widać też w meczu z Fręch. Starała się pokazać dynamiczny i ofensywny tenis od samego początku. Fręch była cierpliwa, spokojna, szukała różnych rozwiązań w obronie i ataku.
Od pierwszych piłek trzeba było się nastawić na to, że Shuai Zhang będzie grała agresywnie i zamierza przejąć inicjatywę w każdej wymianie. Pierwszego gema rozegrała perfekcyjnie, wygrywając go do zera. Ale Fręch wiedziała, że potrafi zaskoczyć rywalkę np. zmianą kierunku w nieoczywistych momentach.
W pierwszych trzech gemach Zhang miała niewielką przewagę. Fręch odgryzała się forhendami po linii, bekhendami po skosie, dzięki temu utrzymywała kontakt. W czwartym gemie polska tenisistka została jednak przełamana. Trochę sama pomogła słabszym drugim serwisem, dała wtedy Chince możliwość skończenia akcji returnem.
Na szczęście Fręch odłamała w kolejnym gemie, pokazała kawał efektownego i różnorodnego tenisa. Wybijała Zhang z rytmu. Chwilę później polska zawodniczka zdołała wyrównać. Kolejne trzy gemy były na wyrównanym poziomie Obie zawodniczki potrafiły zagrać efektownie, ale często brakowało siły w ich zagraniach.
Niemalże do końca seta Zhang była w zasięgu naszej tenisistki. W dziesiątym gemie Polka prowadziła 40:0 przy własnym serwisie, szła po remis 5:5. I właśnie w tym momencie Zhang wróciła do grania z początku seta. Doprowadziła do remisu, zdobyła przewagę i przełamała Fręch, co dało jej wygraną 6:4.
Drugi serwis, reagowanie na forhend i dojścia Zhang do siatki - to Fręch musiała poprawić, choć wcale nie grała źle. Momentami Chinka była po prostu za szybka.
W drugiej partii Zhang wrzuciła jeszcze wyższy bieg, grała jak w transie, była nie do zatrzymania. Nawet jeśli Fręch potrafiła posłać dobre piłki w wymianach, to Chinka była niezniszczalna w obronie, a w ataku niemalże bezbłędna. Polka nie pomagała sobie słabszym serwisem, w tym elemencie wyglądała nawet gorzej niż wcześniej, a Zhang bezlitośnie to wykorzystywała.
W mniej niż 20 minut Zhang uzyskała prowadzenie 4:0. Budowała sobie autostradę do 1/4 finału. - To jest tenisowy Harry Potter. Zamiast różdżki w ręce - rakieta. Czego się nie dotknie, Shuai Zhang zamienia w złoto - mówił podczas meczu Bartosz Ignacik, komentator Canal+ Sport.
Ale w piątym gemie zaczęła się wkradać dekoncentracja, Chinka popełniała coraz więcej niewymuszonych błędów. Fręch nie miała nic do stracenia, zaatakowała i niespodziewanie Polka wygrała tego gema. To dało jej nadzieję na to, że może jeszcze powalczyć. Kilka chwil później był wynik 5:2 dla Chinki. Była ona tak blisko, a jednocześnie tak daleko od ćwierćfinału.
Fręch znów zaczęła sprawiać jej problemy, Zhang musiała ją czymś zaskoczyć, by wybić jej marzenia o dalszej walce. I zaskoczyła przy returnie, skracając nagle pole gry. Fręch nie wiedziała już, jak serwować, by przejąć inicjatywę.
Zhang zdołała zamknąć mecz w ósmym gemie. Wygrała seta 6:2 i awansowała do ćwierćfinału. Po takiej serii porażek to mimo wszystko niespodziewany wynik.
W ćwierćfinale Zhang zmierzy się z Paulą Badosą.
Turniej WTA 1000 w Pekinie, 1/8 finału:
Shuai Zhang (Chiny, WTA 595.) - Magdalena Fręch (WTA 31.) 6:4, 6:2