Choć turniej w Guadalajarze nie jest najmocniej obsadzony jak na warunki rangi WTA 500, absolutnie nie umniejsza to sukcesom, jakie w Meksyku odnosi Magdalena Fręch. Nasza reprezentantka nigdy wcześniej nie grała w finale zawodów tej rangi, a ogólnie o tytuł głównego cyklu mierzyła się tylko raz w tym roku w lipcu w turnieju WTA 250 w Pradze, gdzie w decydującym starciu przegrała 2:6, 1:6 z inną Polką Magdą Linette.
Niemniej w Guadalajarze nasza tenisistka weszła na jeszcze wyższy poziom niż wówczas w Czechach. W drodze do finału straciła tylko jednego seta (przeciwko Ashtyn Krueger), natomiast w pozostałych spotkaniach nie dawała szans rywalkom i to niezależnie od przeciwności. W półfinałowym starciu z Caroline Garcią Polka oba sety zaczynała od stanu 0:3, przy czym w drugim była mowa o dwóch przełamaniach straty.
Nijak jej to jednak nie zraziło. Nie było takiej straty, której Polce nie udałoby się odrobić i ostatecznie to na jej konto powędrował triumf 7:6(4), 7:5. Fręch potwierdziła tym samym, że ma sposób na faworyzowaną Garcię, z którą wygrała już drugi raz w tym roku (wcześniej na Australian Open). W finale zmierzy się z pogromczynią Danielle Collins, czyli Olivią Gadecki. Australijka weszła do finału chyba jeszcze bardziej niespodziewanie niż Polka i też tracąc tylko jednego seta. To dla niej pierwszy finał singlowy turnieju WTA w karierze, a także pierwsze starcie z naszą reprezentantką.
Wracając do Fręch, polska tenisistka dzięki wspaniałej formie w Meksyku już ma zagwarantowany awans na najwyższe miejsce w rankingu WTA. Mowa o lokacie 36., co oznacza awans o siedem miejsc w stosunku do stanu sprzed turnieju w Guadalajarze. To jednak nie musi być koniec! Jeżeli Polka pokona Olivię Gadecki i sięgnie po tytuł, awansuje na 32. miejsce. Tak czy inaczej, jest aktualnie drugą najwyżej sklasyfikowaną Polką w tym zestawieniu (po liderującej Idze Świątek oczywiście).