Pod koniec lipca Magdalena Fręch dotarła do finału turnieju w Pradze, gdzie ostatecznie uległa Magdzie Linette. Później zanotowała sporą obniżkę formy. Pierwsza runda igrzysk olimpijskich, druga w Toronto i Cincinnati, ćwierćfinał w Monterrey i znów pierwsza runda w US Open - to wyniki zdecydowanie poniżej oczekiwań. Polka liczyła, że uda jej się przełamać w Guadalajarze. I jak na razie radzi sobie doskonale. Dotarła do ćwierćfinału, po drodze pokonując Eminę Bektas i Ashlyn Krueger. Na tym etapie rywalizacji czekało na nią spore wyzwanie - Marina Stakusić.
Choć to Fręch była faworytką do wygranej, na co wskazywał ranking WTA - Polka jest 43., a rywalka 155. - to jednak nie można było zapominać, że w poprzedniej rundzie Kanadyjka sprawiła sensację i wyeliminowała jedną z czołowych tenisistek świata - Jelenę Ostapenko. Dodatkowo w jedynym bezpośrednim meczu tych pań w historii to Stakusić była górą - 4:6, 7:5, 6:3 w finale Billie Jean King Cup w 2023 roku. Tak więc Kanadyjka miała duże szanse, by i tym razem sprawić sensację.
I początek był znakomity w jej wykonaniu. Już w pierwszym gemie przełamała Fręch i to bez większych problemów, bo do 30. Polka jednak w porę wróciła do dobrej dyspozycji. Już przy najbliższej okazji wywalczyła break pointa i doprowadziła do wyrównania. W kolejnych minutach gra była zacięta. Zawodniczki popisały się kilkoma widowiskowymi akcjami, ale też w ich grę wdała się nerwowość. Popełniły kilka błędów i były bliskie utraty podania.
Za każdym razem wyszły z opresji. Więcej okazji do przełamania miała Kanadyjka, ale ich nie wykorzystała. A jak mawia stare porzekadło: "niewykorzystane okazje lubią się mścić". I tak właśnie było w przypadku Stakusić. Decydujący był 10. gem tego seta. Wówczas Fręch wykorzystała problemy rywalki z utrzymaniem serwisu. Wypracowała dwa break pointy i przy drugim postawiła kropkę nad "i". Była to zarazem piłka setowa. Tym samym Polka wygrała tę partię 6:4.
I to ewidentnie dodało jej skrzydeł, a podcięło rywalce. Początek drugiej odsłony spotkania znów był wyrównany, ale nieco lepiej prezentowała się właśnie nasza rodaczka. I tak w już w czwartym gemie wypracowała break pointa. Co ważne, wykorzystała go. W kolejnych minutach gra była wyrównana, ale Fręch potrafiła utrzymać przewagę. Nie popełniała wielu błędów, grała pewnie i skutecznie. I już w ósmym gemie stanęła przed szansą na zamknięcie tego meczu. Miała dwa break pointy, ale finalnie ich nie wykorzystała.
Nie potrzebowała jednak wiele czasu, by w końcu przypieczętować zwycięstwo, bo udało jej się to już w kolejnym gemie. Wówczas wpadła w małe tarapaty, musiała nawet bronić break pointa, ale finalnie podołała wyzwaniu, chwilę później wypracowała piłkę meczową i ją wykorzystała, triumfując 6:3 i w całym meczu 2:0.
Tym samym awansowała do półfinału WTA 500 w Guadalajarze, co jest wielkim sukcesem. To zwycięstwo miało też duże znaczenie dla rankingu. Już teraz wiadomo, że awansuje na najwyższe miejsce w karierze - w poniedziałkowym zestawieniu będzie plasować się na minimum 37. lokacie, a może być jeszcze lepiej. W przypadku wygranej w całym turnieju przesunie się na 32. miejsce.
By tak się stało, to musi zwyciężyć w jeszcze dwóch meczach. W kolejnym czeka ją wielkie wyzwanie - starcie z 30. rakietą świata Caroline Garcią. Będzie to drugi bezpośredni pojedynek tych pań w historii, a zarazem w tym roku. Pierwszy raz mierzyły się w drugiej rundzie Australian Open 2024 - górą była Fręch - 6:4, 7:6(2).