Aryna Sabalenka jako jedyna zawodniczka w tym sezonie dwukrotnie wygrała turniej wielkoszlemowy. Do styczniowego Australian Open dołożyła triumf w US Open, który jest jej trzecim tytułem wielkoszlemowym, lecz pierwszym poza Melbourne. Zwycięstwo w Nowym Jorku dodaje także pikanterii w kontekście walki o przewodnictwo w kobiecym tenisie.
- Szczerze mówiąc, staram się nie skupiać na rankingu. Nie na tyle, żeby sprawdzić, gdzie jestem na koniec turnieju. Koncentruję się na sobie. Wiem, że jeśli w każdym turnieju zagram swój najlepszy tenis i jeśli mi się to uda, pokażę ducha walki, to znów będę numerem jeden. Skupiam się na poprawianiu jako zawodniczka i jako osoba. Mam nadzieję, że pewnego dnia znajdę się na szczycie rankingu - powiedziała na konferencji prasowej Aryna Sabalenka, która w rankingu WTA traci po tym turnieju nieco ponad 1300 punktów.
Na spotkaniu z mediami Białorusinka pokusiła się także o bardzo szczere wyznanie, komu dedykuje ten triumf. - Po śmierci mojego ojca moim celem stało się umieszczenie mojego imienia, mojego nazwiska w historii tenisa. Za każdym razem, gdy widzę swoje nazwisko na trofeum, to czuję się dumna z siebie, z mojej rodziny, która nigdy nie zrezygnowała ze spełniania mojego marzenia i zrobiła wszystko, co mogła, abym mogła iść dalej. To zawsze było moje marzenie. Nadal nie mogę uwierzyć we wszystko, co razem osiągnęliśmy - powiedziała Sabalenka. Jej ojciec - Siergiej - były hokeista zmarł nagle w listopadzie 2019 roku, mając zaledwie 43 lata.
To nie pierwszy raz, kiedy 26-latka wspomina, jak ważny w jej życiu był tata. - Czuję, że zawsze jest obok mnie, był dla mnie wszystkim. Jestem mu bardzo wdzięczna za wszystko, co dla mnie zrobił. Gdyby nie on, nie byłoby mnie tutaj - mówiła w tym roku po zwycięstwie w Australian Open.