Ostatnie tygodnie Stanach Zjednoczonych dały pod absolutną dominacją Aryny Sabalenki. 26-letnia tenisistka najpierw wygrała "tysięcznik" w Cincinnati, dzięki czemu wróciła na pozycję wiceliderki rankingu, a następnie triumfowała w US Open. W siedmiu meczach na Flushing Meadows Białorusinka przegrała raptem seta - z Jekateriną Aleksandrową - a w dramatycznym i emocjonującym finale pokonała Jessikę Pegulę 7:5, 7:5.
Dla Aryny Sabalenki to trzeci wielkoszlemowy triumf, ale pierwszy poza Australian Open. Dokonała tego dwanaście miesięcy po przegranym finale w Nowym Jorku. Wtedy lepsza okazała się Coco Gauff.
Podczas trwania tegorocznego US Open amerykański dziennikarz sportowy Jon Wertheim wyraził opinię, że gdyby Aryna Sabalenka pochodziła z innego kraju, cieszyłaby się większym wsparciem i uznaniem na rynku marketingowym. "Rozmawiałem z agentem i wyraziłem najwyższe uznanie dla tak wspaniałej zawodniczki jak Aryna… Ale jeśli Sabalenka pochodziłaby z Bakersfield, Brisbane czy Barcelony (a nie z autorytarnego kraju z ustawionymi wyborami i ograniczonymi swobodami), jak bardzo inaczej byłaby przedstawiana i postrzegana?" - napisał dziennikarz na portalu X.
Z Jonem Wertheimem zgodziła się dwukrotna mistrzyni Wielkiego Szlema Swietłana Kuzniecowa. "Zgadzam się całkowicie, jest to odwieczny problem. Zawodnicy mogą tylko to zaakceptować i zrobić wszystko, co w ich mocy" - napisała na swoim kanale na Telegramie.
Według Forbesa Aryna Sabalenka w ciągu ostatnich 12 miesięcy zarobiła 7 milionów dolarów na działalności niezwiązanej z tenisem. To zdecydowanie mniej niż inne gwiazdy WTA. Japonka Naomi Osaka zarobiła poza kortem 14 milionów dolarów, Polka Iga Świątek 15 milionów dolarów, a Amerykanka Coco Gauff zarobiła 20 milionów dolarów.