27-letnia Simone Biles już teraz jest legendą amerykańskiego sportu. Od 2016 roku zdobyła 11 medali na igrzyskach olimpijskich. Z Paryża przywiozła aż cztery krążki - trzy złote i jeden srebrny. Nic dziwnego, że jej obecność na meczu Igi Świątek z Jessicą Pegulą została natychmiast wychwycona przez dziennikarkę ESPN.
W trakcie krótkiego wywiadu Biles przyznała, że przyszła na ten mecz z powodu Igi Świątek. - Jest elektryzująco i znacznie ciszej, niż myślałam. Ale jest absolutnie piękna atmosfera. Ja i mój mąż jesteśmy wielkimi fanami Igi Świątek. Patrzenie na jej pracę to błogosławieństwo i zaszczyt - przyznała. Ta wypowiedź spotkała się z niezrozumieniem części amerykańskich kibiców.
Wszystko przez to, że rywalką Świątek w tym meczu była Jessica Pegula, czyli również Amerykanka. W dodatku dla 30-letniej tenisistki był to najważniejszy turniej wielkoszlemowy w życiu - pierwszy raz w karierze awansowała dalej niż do ćwierćfinału. Niektórym fanom nie spodobało się, że Biles tak otwarcie przyznaje, że nie kibicuje rodaczce.
"Co? Ale przecież jest Amerykanką, dlaczego nie skupi się na meczach Peguli i Coco?" - pyta jeden z fanów w mediach społecznościowych.
"Pegula jest olimpijką pochodzącą z Buffalo. Nie mogłem uwierzyć, że powiedziała to w wywiadzie" - dodał inny.
"Jestem zawiedziona, że nie kibicowała USA. Stracona szansa" - napisała inna fanka.
"Były razem w Paryżu, więc jestem zdziwiona komentarzem Simone. Gratulacje dla Jessiki" - stwierdziła kolejna kibicka już po meczu.
"Amerykańscy sportowcy wspierają Biles, a ta potem idzie na US Open i nie wspiera swojej rodaczki. Wstyd" - dodaje oburzony fan.
Oczywiście nie wszystkie komentarze były utrzymane w tym tonie. Inni kibice stwierdzili, że Biles może kibicować Idze Świątek i nikomu nic do tego. W meczu z Polką ostatecznie triumfowała Pegula, która wygrała 6:2, 6:4. Amerykanka dotarła do finału, gdzie przegrała z Aryną Sabalenką 5:7, 5:7 po bardzo emocjonującym spotkaniu.