7:5, 7:5 i znakomity finał pełen ogromnych emocji. Aryna Sabalenka dała radę pokonać zawodniczkę gospodarzy Jessicę Pegulę, choć na początku meczu miała trochę problemów. Potem się rozpędziła i zyskała kontrolę nad rywalką. Nie załamała się nawet po tym, jak w drugim secie Amerykanka odrobiła stratę trzech gemów z początku spotkania.
To drugie zwycięstwo Aryny Sabalenki na turnieju wielkoszlemowym w tym roku - wcześniej Białorusinka wygrała Australian Open. Tymczasem Iga Świątek nie licząc występu na Roland Garros - który wygrała trzeci rok z rzędu - na turniejach tej rangi spisała się dość słabo. W Australian Open i na Wimbledonie odpadła już w III rundzie. Na US Open doszła do ćwierćfinału, gdzie była gorsza od drugiej finalistki. Niektórzy eksperci uważają, że Iga Świątek "stoi w miejscu".
Mimo porażki na US Open na razie Iga pozostaje liderką rankingu WTA. Obecnie ma nieco ponad 2000 punktów przewagi nad drugą Aryną Sabalenką, a jej występ - choć przez niektórych krytykowany - wciąż dostarczył jej większej liczby punktów rankingowych - o 190 - niż ten przed rokiem (wtedy Iga odpadła w IV rundzie). Białorusinka nadgoniła stratę do polskiej tenisistki, bo zyskała 700 punktów.
Od poniedziałku przewaga Igi Świątek nad Sabalenką będzie wynosić 2169 punktów. To byłoby dużo, gdyby nie to, że przed Polką trudne zadanie obrony zeszłorocznych tytułów. Świątek rok temu zdobyła mistrzostwo na turnieju WTA 1000 w Pekinie oraz wygrała WTA Finals, gdzie całkowicie zdominowała rywalki - tym samym na sam koniec roku dała radę odzyskać 1. miejsce w rankingu WTA.
Sabalence w analogicznym okresie szło gorzej, więc teraz powinno być jej łatwiej o poprawę tego wyniku. Końcówka roku będzie więc bardzo ważna dla polskiej tenisistki - jeśli ma zachować pozycję lidera, to w trakcie tegorocznego WTA Finals musi zagrać lepiej niż na US Open. Nie zaszkodziłby jej też gorszy okres Białorusinki.