Hurkacz w szoku! Brutalna klęska w US Open. Rywal nie miał litości

O tym meczu Hubert Hurkacz będzie chciał jak najszybciej zapomnieć. Był niemal całkowicie bezradny, choć początek miał fenomenalny. Pewnie zmierzał po zwycięstwo w pierwszym secie, aż nagle jego gra się posypała. W drugiej partii było tylko gorzej. Mimo to 27-latek nie odpuszczał i w robił, co mógł, by w trzeciej odsłonie wrócić do gry z Jordanem Thompsonem. Niestety, nie udało się.

Hubert Hurkacz (7. ATP) przyjechał do Nowego Jorku z jasnym celem - nie tylko wrócić do wysokiej formy po kontuzji, ale i poprawić swoje najlepsze osiągnięcie w US Open i to zdecydowanie. Jak dotąd najdalej udało mu się dotrzeć do II rundy. Przed rokiem było podobnie. Z wyrównaniem wyniku z poprzedniego sezonu problemów nie miał. W I rundzie dość pewnie pokonał Timofieja Skatowa (188. ATP), choć potrzebował aż dwóch tie-breaków, a na korcie spędził prawie trzy godziny - 6:3, 7:6(4), 7:6(3). Na kolejnym etapie rywalizacji czekało go o wiele trudniejsze wyzwanie - 32. w rankingu ATP Jordan Thompson.

Zobacz wideo Co dalej z Igą Świątek? "Przeżyła ogromne napięcie. To był wielki cios"

Hubert Hurkacz zaczął znakomicie. A później niespodziewany zastój. Koszmar Polaka w pierwszym secie

Nie ulega wątpliwości, że to Hurkacz był faworytem do zwycięstwa, mimo że Australijczyk rozgrywa sezon życia - triumfował w meksykańskim Los Cabos, a także wystąpił w finale w Atlancie. I od początku spotkania Polak wywiązywał się z tej roli doskonale.

Pewnie wygrywał przy własnym podaniu i korzystał z tego, że ma jeden z najsilniejszych serwisów w tourze. Posłał trzy asy przy tylko jednym podwójnym błędzie. Grał spokojnie i precyzyjnie, co też miało odzwierciedlenie na tablicy wyników. Dobrze radził sobie też przy podaniu rywala. I tak w czwartym gemie przełamał Thompsona, dzięki czemu prowadził 3:1.

Dopiero w siódmym gemie pojawiły się pierwsze problemy. Rywal wypracował break pointa, ale mimo wszystko nasz rodak wyszedł z opresji. Prowadził 5:2 i wydawało się, że pewnie zmierza po wygraną.

Nic bardziej mylnego. Nagle gra Hurkacza całkowicie się posypała. Komentatorzy nie dowierzali, co się dzieje z polskim zawodnikiem. W dziewiątym gemie przegrał przy własnym serwisie, przez co prowadził już tylko 5:4. Chwilę później Australijczyk doprowadził do wyrównania. Jeszcze kilka minut wcześniej tie-break wydawał się abstrakcją, ale znów 27-latkowi przyszło w nim grać.

W starciu ze Skatowem Polak wygrał oba tie-breaki. W meczu z Thompsonem już mu się to nie udało. "Ucieka ten set Hurkaczowi" - pisał Paweł Karpiarz w relacji na żywo. Siódmy tenisista świata aż czterokrotnie stracił podanie, przez co przegrał do 2. 

Drugi set do zapomnienia

Wydawało się, że w drugiej partii nasz rodak odwróci losy rywalizacji. Ale nic z tego. Jego gra całkowicie się posypała. Już w drugim gemie został przełamany i to do 0. To, z czego słynie Polak, a więc ze znakomitego serwisu, kompletnie nie istniało. Dość powiedzieć, że w czwartym gemie znów stracił podanie. W związku z tym przegrywał już 0:4. 

Hurkacz nie zamierzał się jednak poddawać. Przy kolejnej okazji, po bardzo zaciętej i wyrównanej walce, odebrał serwis rywalowi. Ale to było na tyle. Następnie Polak znów dał się przełamać i po chwili set zakończył się jego porażką - aż 1:6! Hurkacz robił, co mógł, ale nie potrafił znaleźć sposobu na znakomicie spisującego się Australijczyka. Dostarczył kibicom wielu niesamowitych akcji, atakował zaciekle rywala, ale ten jeszcze bardziej widowiskowo się bronił. Polakowi nie pomagała też nerwowa gra - w drugiej partii popełnił aż 12 niewymuszonych błędów, przy tylko czterech rywala.

Set ostatniej szansy dla Hurkacza. Niestety, przegrany. O szybkiej porażce zadecydowała końcówka

Trzeci set był więc decydujący dla Hurkacza. Tylko zwycięstwo pozwoliłoby mu zachować nadzieję na odwrócenie losów rywalizacji. W związku z tym Polak nie chciał odpuszczać i znalazł siły, by przeciwstawić się rywalowi. Początek był bardzo wyrównany. Każdy z tenisistów pewnie wygrywał podania. Pierwsza okazja do przełamania pojawiła się dopiero... w ósmym gemie. Co więcej, miał ją Hurkacz. A nawet dwie. Tyle tylko, że z nich nie skorzystał. 

Thompson się wybronił i nadal na tablicy wyników był remis (4:4). Australijczyk zaczął jednak grać nieco bardziej nerwowo. Popełniał więcej podwójnych błędów, nie był już tak pewny w polu serwisowym. Mimo wszystko Hurkacz nie potrafił skorzystać z jego potknięć, choć okazję miał. Ta pojawiła się w dziesiątym gemie. Polak wypracował break pointa, a zarazem piłkę setową. Tylko że znów jej nie wykorzystał.

Jak mówi stare porzekadło "niewykorzystane okazje lubią się mścić". I tak właśnie było w przypadku naszego rodaka. W gemie numer 11. Polak przegrywał już 0:40. Musiał więc bronić trzech break pointów. Z dwoma mu się udało, ale przy trzecim skapitulował. Tym samym rywal prowadził już 6:5 i był o krok od wygrania meczu. I kropkę nad "i" postawił przy pierwszej nadarzającej się okazji.

Hubert Hurkacz - Jordan Thompson 6:7(2), 1:6, 5:7

Tym samym Polak odpadł z dalszej rywalizacji w US Open. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.