Było 5:2 dla Huberta Hurkacza w pierwszym secie meczu z Jordanem Thompsonem. Polak fantastycznie wszedł w to spotkanie. Grał bardzo agresywnie, przejmował inicjatywę, skutecznie serwował, rywal wyglądał na kompletnie zdominowanego. Nagle Hurkacz stanął i pozwolił przeciwnikowi uwierzyć, że partia nie jest przegrana.
Następnie doszło do tie-breaka, w którym znów był gorszy. To był 50. tie-break Hurkacza w 2024 roku, a bilans 29-21 może martwić, jeśli weźmiemy pod uwagę, jakie możliwości serwisowe ma. Ma, ale niestety w Wielkim Szlemie, a zwłaszcza w US Open, nie jest w stanie ich wykorzystać.
Dość powiedzieć, że Hubert Hurkacz jeszcze nigdy nie przeszedł w Nowym Jorku drugiej rundy. Tym razem znów się ta sztuka nie udała. Szósty raz wygrał pierwsze spotkanie w turnieju głównym US Open i szósty raz na tym zakończył zmagania. Poprzednio przegrywał z Jackiem Draperem (2023), Ilią Iwaszką (2022), Andreasem Seppim (2021), Alejandro Davidovichem-Fokiną (2020) oraz Marinem Ciliciem (2018). Z wyjątkiem Chorwata wszystkie pozostałe nazwiska, także czwartkowy rywal z Australii, są absolutnie w zasięgu Polaka. Niestety to tylko teoria.
Zadziwiająca statystyka, jeśli weźmiemy pod uwagę, że Hurkacz jest dziś siódmy na świecie, a Thompson 32. A przede wszystkim pamiętajmy, że Polak na amerykańskiej ziemi czuje się znakomicie - to na tamtejszych kortach twardych wygrywał m.in. w Miami i Winston Salem. Druga runda wielkoszlemowej imprezy nowojorskiej pozostaje jednak klątwą nie do odczarowania.
Hurkacz występował w Wielkim Szlemie jako dorosły zawodnik już 27 razy. Tylko ośmiokrotnie przeszedł drugą rundę, ale udała mu się ta sztuka chociaż raz zarówno w Londynie, Paryżu, jak i Melbourne. W Nowym Jorku wciąż musi czekać na podobny wynik.
Być może Polak będzie w stanie wyjaśnić, co się stało, bo z odległej perspektywy nic nie wskazywało na to, że od stanu 5:2 nagle ujdzie z niego powietrze. Zaczął popełniać błędy, zgubił pewność siebie na korcie. Czy to efekt ostatnich problemów zdrowotnych? Niedawno przeszedł operację kolana, po której wrócił na turnieje przygotowujące do US Open w Cincinnati oraz Montrealu. W obu osiągnął ćwierćfinał.
W czwartek w drugim secie gra naszego zawodnika zupełnie się posypała. A rywal tylko rósł, biegał jak szalony do wszystkich piłek. Z tego słynie, z ogromnej woli walki niczym wspierający go dziś z boksu Lleyton Hewitt, były lider męskiego rankingu ATP.
Jordan Thompson niestety w pełni zasłużenie sięgnął po zwycięstwo. Był spokojniejszy na korcie, konsekwentnie próbował przejmować inicjatywę. Hubert Hurkacz grał falami - dobre pół pierwszego seta i większość trzeciego okazało się jednak za mało na Australijczyka. Podejmował też wiele ryzykownych decyzji, które nie zawsze kończyły się dobrze, jak choćby podwójnym błędem serwisowym na koniec pierwszej partii.
Żal też szans, jakie pojawiły się w ostatnim secie. Thompson miał kłopoty w swoich gemach, przy nazwisku Hurkacza zapisano nawet piłkę setową przy stanie 5:4 i podaniu rywala. Wtedy jednak Australijczyk walczył jak za dwóch, nie dał się przełamać i zdołał domknąć spotkanie, czego w pierwszym secie nie wykonał Polak.
Przed rozpoczęciem tegorocznego US Open oczekiwania wobec Hurkacza nie były zbyt wysokie. Raz, że wszyscy pamiętali o jego słabych statystykach w Nowym Jorku, dwa to nadal świeża historia z ostatnią kontuzją. Natomiast po rozpoczęciu pierwszego seta odżyły nadzieje, że pojedynek z Thompsonem może ułożyć się po myśli reprezentanta naszego kraju. Miejmy nadzieję, że za rok Hubert wróci na US Open silniejszy. Stać go tam na zdecydowanie lepsze wyniki niż druga runda.