Jedną z największych niespodzianek tegorocznego US Open pozostaje porażka Danielle Collins (11. WTA) już w pierwszej rundzie singla. Lepsza od Amerykanki okazała się jej rodaczka, Caroline Dolehide (49.) 6:1, 5:7, 4:6.
Dla Collins to tym smutniejsza wiadomość, że kilka miesięcy temu ogłosiła, że po zakończeniu sezonu 2024 kończy karierę. 30-letnia tenisistka ma problemy zdrowotne i nie chce dłużej czekać z założeniem rodziny. US Open ma być jej ostatnim turniejem wielkoszlemowym w karierze, a w dodatku rozgrywanym przed własnymi kibicami.
Po meczu z Dolehide Collins opuściła kort w pośpiechu, ponieważ dyrektor turnieju Stacey Allaster próbowała wręczyć jej wielki bukiet kwiatów, aby uczcić karierę tenisistki. Collins była siódma rakieta świata, finalistka Australian Open 2022, zwyciężczyni czterech imprez rangi WTA.
Organizatorzy przygotowali ceremonię dla tenisistki, by pogratulować jej wspaniałych sukcesów. Collins na pomeczowej konferencji prasowej tłumaczyła, dlaczego nie chciała w tym uczestniczyć. - Nie jestem typem osoby, która lubi świętować swoje osiągnięcia - powiedziała 30-latka
I dodała: "Nie jestem dobra w przeżywaniu chwil skupionych tylko na sobie. Wolę to robić w prywatności. Czuję, że przyciągam wystarczająco dużo uwagi, by wystarczyło mi to na całe życie. Prosiłam organizatorów, by nie było żadnych ceremonii. Także dlatego, że gram w Nowym Jorku jeszcze w turnieju deblowym". Danielle Collins miała wystąpić w grze podwójnej w parze z Caroline Garcią, ale ostatecznie wycofały się z rywalizacji.
Na pierwszy rzut oka można się dziwić zachowaniu Amerykanki, ale jeśli prosiła władze turnieju by nie organizowały podobnego wydarzenia, to organizatorzy powinni to uszanować. Tak, jak dwa lata temu gdy karierę na US Open kończyła Serena Williams. Amerykańska legenda po przegranej z Anett Kontaveit wygłosiła krótkie przemówienie, podziękowała rodzinie, ale nie zapraszano na kort innych tenisistów, którzy mieliby osobiście pogratulować Williams wspaniałych sukcesów. Uroczystość była dość skromna jak na karierę tenisistki.
Serena Williams przyznała także, że nigdy nie chciała iść drogą Rogera Federera. Szwajcar zakończył karierę dwa lata temu podczas turnieju pokazowego Laver Cup w Londynie. Zaprosił na to wydarzenie m.in. Rafaela Nadala oraz Novaka Djokovicia. Z Hiszpanem w parze rozegrał ostatniego debla, a po zakończeniu spotkania tenisiści płakali ze wzruszenia. Kibice także nie kryli emocji, londyńską hala o2 była wypełniona do ostatniego miejsca (20 tys. widzów). Wystąpiła wtedy także brytyjska wokalistka Ellie Goulding. To było wydarzenie z wielką pompą.
Niewykluczone, że podobne będzie miało miejsce pod koniec września w Berlinie i znów w ramach rozgrywek Laver Cup. Na tegoroczne zawody zgłosił się m.in. Rafael Nadal. Trwają spekulacje, że dla Hiszpana może być to ostatni występ w karierze, czym powtórzyłby historię Federera.
Inne rozwiązanie wybrał Andy Murray. Przystępując do tegorocznego Wimbledonu ogłosił wcześniej, że to jego ostatni występ w Londynie. Po przegranej w deblu Szkot został uhonorowany przez organizatorów. Pojawiły się podziękowania, także ze strony tenisistów, którzy zjawili się na korcie - m.in. Iga Świątek, Novak Djoković, Martina Navratilova i John McEnroe. Brytyjczycy mieli też dobre przeczucia. Co prawda Murray po grze deblowej miał jeszcze wystąpić w mikście w parze z Emmą Raducanu, ale tenisistka ostatecznie wycofała się rywalizacji. Na szczęście ceremonię zaplanowano wcześniej.
Z tegorocznego turnieju US Open odpadł także m.in. Dominic Thiem. Austriak po tym sezonie również kończy z zawodowym tenisem i był bardzo szczęśliwy, że nowojorscy organizatorzy nie zapomnieli o nim. Były kwiaty, gratulacje, wsparcie z trybun. - To naprawdę ważny moment dla mnie, ponieważ odniosłem największy sukces w swojej karierze tutaj, na tym korcie - powiedział Austriak po krótkiej ceremonii pożegnalnej.
Dodał w stronę kibiców: "Niestety, odniosłem ten sukces bez żadnego z was. Byłem szczęśliwy, ale jednak czegoś mi brakowało". Thiem zwyciężył w US Open 2020, gdy turniej rozgrywano w warunkach pandemicznych. Na trybunach brakowało wówczas kibiców, zawodnicy musieli przestrzegać surowych zasad sanitarnych.
Każdy sportowiec inaczej przeżywa ten trudny moment, gdy decyduje się zakończyć karierę. Jedni ogłaszają to światu w mediach społecznościowych, jak ostatnio Wojciech Szczesny, a kilka lat temu Agnieszka Radwańska, inni zaszywają się i milczą, jak m.in. włoska tenisistka Camila Giorgi. W maju świat dowiedział się o jej decyzji od władz tenisa, a Giorgi dopiero kilka dni później podziękowała w internecie kibicom za lata wsparcia.
To kolejne zamieszanie z udziałem Danielle Collins w ostatnim czasie. Na igrzyskach w Paryżu przegrała w ćwierćfinale z Igą Świątek. Po meczu nazwała Polkę „fałszywą", a chodziło o kontuzję, jaka uniemożliwiła Amerykance dokończenie tamtego spotkania.