• Link został skopiowany

Polak zszokowany decyzją ws. Sinnera. Szef POLADA reaguje: Jest problem

Agnieszka Niedziałek
- Jest problem z tą substancją - mówi o wykrytym u Jannika Sinnera clostebolu Michał Rynkowski. Brak kary i inne decyzje dotyczące dwóch pozytywnych wyników testów lidera światowego rankingu wywołały kontrowersje wśród tenisistów i kibiców. Szef Polskiej Agencji Antydopingowej wyjaśnia w rozmowie ze Sport.pl kluczowe kwestie i przyznaje, że sprawa Włocha jest pod pewnym względem wyjątkowa. Oraz że w przypadku clostebolu teoretycznie otwiera się pole do nadużyć.
Kamil Majchrzak, Jannik Sinner
Agencja Wyborcza.pl, Reuters

"Jestem zdruzgotany i zszokowany" - napisał na Twitterze Kamil Majchrzak. Odniósł się w ten sposób do faktu, że Jannik Sinner po pozytywnych testach dopingowych nie został w ogóle zawieszony. Polak stoczył zaś długą walkę, aby udowodnić, że jego pozytywne testy były efektem zastosowania zanieczyszczonego suplementu. A i tak został zdyskwalifikowany na 13 miesięcy.

Zobacz wideo Co dalej z Igą Świątek? "Przeżyła ogromne napięcie. To był wielki cios"

Majchrzak, który zaznaczył, że nie zgłębiał sprawy, nie był jedynym, który zareagował w podobny sposób. Sporo było także oburzonych kibiców. Szef Polskiej Agencji Antydopingowej Michał Rynkowski wyjaśnia w rozmowie ze Sport.pl m.in., dlaczego sprawie Włocha bliżej do przypadku kajakarki Doroty Borowskiej niż do sprawy Majchrzaka i dlaczego nie dostrzega dowodów na preferencyjne traktowanie Sinnera.

Agnieszka Niedziałek: Decyzja o braku kary dla Jannika Sinnera po dwóch pozytywnych wynikach testów dopingowych wywołała bardzo duże emocje nie tylko wśród kibiców, ale też wśród niektórych tenisistów. Czy przypadek lidera światowego rankingu tenisistów rzeczywiście można uznać za kontrowersyjny?

Michał Rynkowski: Nie mamy dostępu do pełnych akt sprawy, natomiast działania Międzynarodowej Agencji Integralności Tenisa (ITIA) sugerują, że w pierwszej fazie postępowania zawodnik niezwłocznie złożył wyjaśnienia. W moim rozumieniu te wyjaśnienia były na tyle przekonujące, uprawdopodobniające brak winy lub zaniedbania z jego strony, że doszło do cofnięcia tymczasowego zawieszenia. To są wyjątkowe sytuacje. One się zdarzają w świecie antydopingowym, ale są bardzo rzadkie.

Co do porównania przypadku Sinnera do innych spraw - np. do Kamila Majchrzaka - to jest to trudne, bo każda sprawa jest inna. Może brzmi to banalnie, ale tak właśnie jest. Główna różnica między tymi dwiema sprawami polega na tym, że przypadek zanieczyszczonego produktu jest o wiele bardziej skomplikowany do wykazania, niż gdy mowa np. o maści, która zawiera substancję zabronioną i jest to ewidentne. Przy zanieczyszczonym produkcie trzeba przeprowadzić analizy laboratoryjne - to jest długotrwały proces. Zawodnik najpierw musi się zorientować, w jakich produktach przez niego stosowanych mogła być ta substancja zabroniona, co też nie jest łatwe, bo ona nie jest wówczas wymieniona w składzie. Najpierw więc jest dochodzenie, potem weryfikacja informacji przekazanych przez zawodnika, by ustalić wiarygodność dotyczącą czasu zakupu produktu i stosowania go w określonym czasie.

Jeśli Sinner od razu na wstępnym etapie przedstawił, jak zabroniona substancja dostała się do jego organizmu, jaki był ten najbardziej prawdopodobny scenariusz i nie dopatrzono się jego winy/zaniedbania - to ma to odzwierciedlenie w finalnej decyzji. Z perspektywy proceduralnej nie widzę tutaj błędów, merytorycznie zaś nie jestem w stanie ocenić tej sprawy. Nie jest ona jeszcze zamknięta - od wyroku może się odwołać międzynarodowa federacja tenisowa, Światowa Agencja Antydopingowa, zawodnik - choć w tym wypadku trudno to brać pod uwagę - i włoska agencja antydopingowa.

Niektórzy sugerowali, że preferencyjne traktowanie Sinnera miało dotyczyć tego, iż nie ujawniono wcześniej informacji o jego pozytywnych wynikach testów. Czy ITIA powinna była wtedy to ogłosić?

Organizacja antydopingowa ma obowiązek poinformować na swojej stronie o sankcjach w momencie podjęcia decyzji. Tak było i tu. Nie ma zaś tego obowiązku w trakcie postępowania. Może to zrobić, ale nie musi. To zależy od polityki danej organizacji.

Mnie w tej sprawie najbardziej zaciekawiło coś innego. Włoch przekonywał, że clostebol dostał się do jego organizmu za sprawą masażów wykonywanych przez fizjoterapeutę, który leczył skaleczony palec maścią zawierającą tę zakazaną substancję. Nieraz zaś powtarzano, że sportowiec odpowiada za wszystko, co znajdzie się w jego ciele i to niezależnie od tego, jaką drogą do niego trafi.

I tak jest, choć pojawiają się czasem wyjątkowe okoliczności. Tak jak np. u Doroty Borowskiej. Jej przypadek też był wyjątkowy. Tam chodziło o psa, tu o inną osobę stosującą maść i przeniesienie jej na innego człowieka. Nie wiem, jakie inne dowody zostały przedstawione przez Włocha. Czy była np. przeprowadzona analiza włosa, która by uprawdopodobniła wersję, że zakazana substancja pojawiła się u niego nagle i w niskim stężeniu.

W raporcie nie widziałam nic o badaniu włosów, ale powoływano się na wcześniejsze testy z ostatniego roku i zaznaczano, że fizjoterapeuta to nie lekarz ani trener, na których spoczywa pod tym względem większa odpowiedzialność. Podobno też nie było zgody między samymi zainteresowanymi, czy trener przygotowania fizycznego o wykształceniu farmaceutycznym, który kupił ową maść z clostebolem, przekazał ostrzeżenie fizjoterapeucie.

Jeśli fizjoterapeuta nie zachował ostrożności mimo ostrzeżenia, to był to ewidentny błąd z jego strony. Oczywiście, ma to znaczenie dla oceny faktów, ale nie sądzę, by podlegał on sam odpowiedzialności jako osoba podająca zabronioną substancję. Teoretycznie mogłoby zostać wszczęte postępowanie w tej sprawie, ale trudno wyrokować, czy poniósłby jakieś konsekwencje. Trzeba byłoby wtedy ustalić, że został na pewno poinformowany o składzie maści i na ile skutecznie przekazano mu tę wiadomość.

Czy przypadek Sinnera pokazuje więc, że odpowiedzialność zawodnika za działania członków jego sztabu szkoleniowego - których jako tenisista zatrudnia sam - nie jest jednak pełna?

Cały czas obowiązuje zasada, że sportowiec odpowiada za wszystko, co znajdzie się w pobranej od niego próbce. Ale organ antydopingowy mógł uznać mimo wszystko, że nie ma w tej sytuacji winy sportowca. Bo np. może dojść do zatajenia czegoś przez fizjoterapeutę. Pojawia się też np. opcja autosabotażu, ale jest ona bardzo trudna do udowodnienia.

Clostebol coraz częściej pojawia się w sprawach antydopingowych. Wystarczy przypomnieć to, co działo się wokół Doroty Borowskiej (kajakarka przed igrzyskami w Paryżu została zawieszona za naruszenie przepisów antydopingowych, ale jej odwołanie przyniosło skutek - red.), ale nie tylko. Inny włoski tenisista - Marco Bortolotti - też został bardzo delikatnie potraktowany. Widać, że jest problem z tą substancją. Dotyka to zwłaszcza Włoch, bo tam clostebol jest dostępny w lekach bez recepty.

O nasileniu przypadków dotyczących sportowców z Italii i dostępności leków z clostebolem w tym kraju była też mowa w raporcie dotyczącym sprawy Sinnera. Tylko czy to nie otwiera trochę pola do nadużyć?

Teoretycznie tak, ale każda sprawa jest weryfikowana. W mojej ocenie jeżeli byłyby wątpliwości dotyczące okoliczności zastosowania tej substancji, to na pewno zawodnik nie zostałby tak łagodnie potraktowany. Jeśli uprawdopodobnione zostały zaś łagodzące okoliczności, to organ dyscyplinarny nie ma wyjścia. Trzeba też zwrócić uwagę, że analizujący sprawę Sinnera Sport Resolution to jeden z najbardziej profesjonalnych organów dyscyplinarnych, które zajmują się postępowaniami antydopingowymi. A zajmuje się on nie tylko tenisem, lecz także innymi dyscyplinami sportu oraz innymi zagadnieniami niż doping.

Wspominał pan, że zniesienie tymczasowego zawieszenia, do którego doszło zarówno przypadku Borowskiej, jak i Sinnera, to rzadka sytuacja. Czy to sugeruje, że podejście organów antydopingowych jest ostatnio nieco bardziej liberalne?

Nie powiedziałbym, że to oznaka liberalizacji. Z jednej strony to wynik postępu nauki. Pojawiło się sporo publikacji wskazujących na to, że istnieje możliwość przeniknięcia clostebolu poprzez stosowanie maści i bardzo krótki kontakt przezskórny - choćby przez przywitanie. Zawodnik może być kompletnie nieświadomy tej styczności z zakazaną substancją. Z drugiej strony, mamy teraz o wiele większe możliwości weryfikacji ze strony zawodników. Np. przez analizę włosów i sierści psa - jak to było w przypadku sprawy Doroty Borowskiej. Dużo trudniej byłoby wskazać, że rzeczywiście nie stosowała tej substancji i ta nagle się pojawiła u niej w bardzo niskim stężeniu. Uprawdopodobnia to nieintencjonalne użycie. Tu doszedł też pobyt we Włoszech. Nie mówiłbym więc o liberalizacji, ale o zdecydowanie bardziej dogłębnym badaniu tego typu spraw.

W przypadku Sinnera jego fani też od razu wskazywali na to, że ilość wykrytego u niego clostebolu była śladowa i nie miała wpływu na jego grę. Czy ma to znaczenie dla oceny sytuacji przez organ antydopingowy?

Przy jednym wyniku badania próbki i jeśli jest to jedyny dowód w sprawie, to tak naprawdę ma to niezbyt duże znaczenie. Bez innych wyników, albo jeśli ktoś był badany dwa lata wcześniej, nie jesteśmy w stanie uprawdopodobnić, kiedy zaczął stosowanie tej substancji. Bo może być tak, że wykryte ślady są rezultatem wcześniejszego świadomego stosowania jej w dużych dawkach, a do kontroli dochodzi na ostatnim etapie, gdy już nie zostało jej w organizmie zbyt wiele. Jeśli nie da się zweryfikować tego, to wtedy zawodnik ma kłopot. Ale obecne metody - analiza włosa i częste badania - zadziałają tu na jego korzyść. Tak będzie, jeśli dwa tygodnie wcześniej miał negatywny wynik testu, a potem pojawiła się śladowa ilość zakazanej substancji. Ale jak mówię, każdy przypadek trzeba rozpatrywać indywidualnie.

Agnieszka Niedziałek

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

  • Link został skopiowany
Więcej o: