Trzy sety w meczu Hurkacza w Montrealu. Ależ emocje, ależ dreszczowiec

Ani kapryśna aura, ani zmęczenie nie zatrzymały Huberta Hurkacza w III rundzie ATP 1000 w Montrealu. Polak rozegrał kolejny trzysetowy bój po kontuzji kolana, ale i tym razem wyszedł z niego zwycięsko. Choć w pierwszym secie przegrał 4:6 z Arthurem Rinderknechem, to w kolejnych partiach wrócił do gry. Rywalizacja była bardzo zacięta i wyrównana, a o wygranej 27-latka ostatecznie zadecydowało... jedno przełamanie w trzecim secie.

Hubert Hurkacz marzył o tym, by wystąpić na igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Co więcej, zgłosił się do trzech możliwych konkurencji - singla, debla z Janem Zielińskim i miksta z Igą Świątek. Ostatecznie w żadnej z nich nie wystąpił. Polak doznał poważnej kontuzji kolana w trakcie Wimbledonu, a następnie przeszedł operację. I choć robił, co mógł, by wystartować w Paryżu, to celu nie udało się zrealizować. Po miesiącu przerwy wrócił na korty i obecnie rywalizuje w ATP 1000 w Montrealu. W sobotę nie bez problemów, ale jednak wygrał w starciu z Thanasim Kokkinakisem 4:6, 6:3, 7:6 (6). Choć nie było już widać skutków kontuzji, to jego gra falowała. Podobnie było w nocy z soboty na niedzielę, gdzie czekało na niego kolejne spore wyzwanie.

Zobacz wideo Apel do kibiców. "Oni zasługują na wielki szacunek"

Hurkacz wszedł na kort niespełna cztery godziny po zwycięstwie z Kokkinakisem i znów triumfował. Początek był jednak koszmarny

W 1/8 finału Hurkacz zmierzył się z Arthurem Rinderknechem. Mimo problemów ze zdrowiem to Polak był faworytem do zwycięstwa. Wskazywał na to nie tylko ranking ATP - nasz rodak jest szósty, a rywal 65. - ale również bilans bezpośrednich meczów. Panowie mierzyli się dwukrotnie i za każdym razem górą był Hurkacz i to w dwóch setach.

Tym razem tak łatwo nie było. Szósta rakieta świata fatalnie rozpoczęła ten mecz. Już w pierwszym gemie dała się przełamać. W czwartym gemie Hurkacz miał okazję doprowadzić do wyrównania, ale nie dał rady. Gra toczyła się punkt za punkt, co sprzyjało Francuzowi, który wygrał 6:4.

Druga partia była jeszcze bardziej wyrównana. Każdy z tenisistów pewnie utrzymywał własne podanie. Nie było żadnego break pointa. Do czasu. Tym razem w ósmym gemie wypracował go Polak. Za pierwszym podejściem nie przełamał rywala. Za drugim jego próby też spełzły na niczym. Jednak za trzecim dopiął swego. I to był kluczowy moment tego seta, ponieważ już chwilę później Hurkacz zamknął partię własnym serwisem, triumfując 6:3.

Trzeci set rozstrzygnął wszystko! Wystarczyło jedno przełamanie w końcówce. Hurkacz w ćwierćfinale w Montrealu

O losach spotkania zadecydowała więc trzecia odsłona. Polak rozpoczął ją mocno, bo już na starcie przełamał przeciwnika. Radość nie trwała jednak długo. Po chwili Francuz doprowadził do wyrównania, odbierając serwis Hurkaczowi. Następnie gra toczyła się punkt za punkt, choć w czwartym gemie wyżej notowany tenisista był bliski ponownej utraty podania. Na szczęście wyszedł z opresji i przeszedł do ataku. To przyniosło skutek w dziewiątym gemie. Wówczas Polak bez większych problemów przełamał Rinderknecha, co okazało się decydujące. Chwilę później wygrał seta 6:4 i cały mecz 2:1.

Hubert Hurkacz - Arthur Rinderknech 4:6, 6:3, 6:4

To zwycięstwo zasługuje na szczególne brawa. W końcu Hurkacz przystąpił do meczu z Francuzem niespełna cztery godziny po tym, jak zakończył pojedynek z Kokkinakisem. Dodatkowo rywalizację kilkukrotnie przerwały opady deszczu. Zmęczenie ani kapryśna aura nie zdekoncentrowały jednak Polaka.

Teraz jego rywalem będzie Aleksiej Popyrin. Faworytem znów będzie Hurkacz - w bezpośrednich starciach panów jest 3:0. Mecz zaplanowano na niedzielę 11 sierpnia na godzinę 20:00 czasu polskiego. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.