• Link został skopiowany

Co za sceny na Wimbledonie. Aż zabrakło miejsc. "Doceniono wysiłek Polek"

Mecze Magdy Linette i Magdaleny Fręch w 1. rundzie Wimbledonu były tak podobne pod każdym względem, że ich opisy różnią się właściwie głównie detalami. U obu na trybunach brakowało miejsc dla kibiców, którzy kłębili się i zerkali spoza kortu. U obu większość widzów przyszła dla wyżej notowanych rywalek i wyszła zadowolona, ale w pakiecie dostała też walczące polskie tenisistki. A te schodziły z kortu i wracały. Ostatecznie opuściły go z poczuciem niedosytu.
Wimbledon
własne

Czy podczas oglądania meczów tenisowych przydają się mocne łydki? Okazuje się, że czasem tak. Zwłaszcza wtedy, gdy krzesełek dla widzów na tyle mało, że nie mieszczą wszystkich widzów i trzeba ratować się oglądaniem spotkania zza trybun. Chyba że jest się wysokim jak tata Huberta Hurkacza - wtedy wspinanie się na palcach nie jest potrzebne.

Zobacz wideo Courteney Cox zagrała w tenisa z Igą Świątek

Linette i Fręch postawiły się faworytkom na Wimbledonie

Gdy tylko zaprezentowano wyniki losowania drabinek tegorocznego Wimbledonu, to jasne się stało, że zarówno 44. w światowym rankingu Magda Linette, jak i 58. Magdalena Fręch miały pecha. Pierwsza na otwarcie trafiła na 21. w zestawieniu Elinę Switolinę, byłą trzecią rakietę świata, druga - na 20. Beatriz Haddad Maię, niedawną 10. tenisistkę globu. Zarówno Ukrainka, jak i Brazylijka miały korzystny bilans w meczach z Polkami. Nasze reprezentantki w środę go nie poprawiły. Pozostała im świadomość, że się postawiły faworytkom.

Deszcz, który już we wtorek stał się jednym z bohaterów dnia, dzień później zaznaczył swoją obecność jeszcze szybciej. Obie Polki pierwotnie miały wyjść na kort poprzedniego dnia bliżej wieczora, ale ich spotkania zostały przełożone i w środę obie miały otworzyć rywalizację na swoich kortach, które oddzielały od siebie dwa inne obiekty. One jednak - tak jak wszyscy inni, którzy mieli wtedy ruszyć do gry - musieli poczekać 2 godziny dłużej. Dlatego też jako pierwsze brawa tego dnia otrzymały osoby, które odsłaniały korty. Szybko jednak znów je zasłaniały, bo ponownie zaczęło kropić. Linette i Switolina zdążyły rozegrać niecałe trzy gemy. Tym razem jednak przerwa była znacznie krótsza. Maia wraz z trenerem schowali się wtedy pod dachem przy centrum prasowym i szkoleniowiec przypominał Brazylijce założenia taktyczne.

Po wznowieniu gry kilkanaście minut później przerw już więcej nie było, ale trudno było tu o pewność, bo co chwilę z nieba spadało kilka kropel i nie wiadomo było, jaki będzie rozwój sytuacji.

Z każdej strony kortu nr 17, na którym grały Linette i Switolina, było pełno dodatkowych widzów, dla których nie było miejsc siedzących. Większość przyszła dla Ukrainki - było to słychać i widać po skali dopingu i po liczbie skierowanych w jej kierunku telefonów do zrobienia zdjęcia oraz wynikało to z rozmów.

- Jesteśmy tu dla Eliny. Była świetną tenisistką, zawsze bardzo lubiłam jej grę - opowiadała angielska kibicka w średnim wieku, której towarzyszyła przyjaciółka.

Linette również miała wsparcie - na trybunach widać było kilka osób w biało-czerwonych koszulkach, które w pewnym momencie przebijały dopingiem fanów faworytki. Do tego Polka mogła liczyć na wsparcie z trybun m.in. byłej tenisistki Klaudii Jans-Ignacik i zaglądającego zza trybun taty Huberta Hurkacza. U Fręch również przewagę mieli żywiołowi fani dopingujący Brazylijkę, ale i w jednym i w drugim wypadku doceniano też wysiłek Polek.

Zarówno Linette, jak i Fręch dały z siebie wszystko. Pierwsza w drugim secie kucała już, bo miała problemy z mięśniami. Na twarzy drugiej pod koniec meczu wyraźnie widać było wielkie zmęczenie. Pierwsza z Polek zdołała wydłużyć rywalizację do trzeciego seta. W nim Switolina miała problemy ze stopą i korzystała z przerwy medycznej, ale po powrocie na kort wykazała się siłą charakteru i przypieczętowała awans. Polkom zostaje więc fakt, że powalczyły, zyskując uznanie kibiców. Ci być może będą o tym pamiętać, gdy Linette i Fręch wyjdą ponownie na kort w tej edycji Wimbledonu w deblu.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

  • Link został skopiowany
Więcej o: