Aryna Sabalenka spisuje się solidnie w 2024 roku. Wygrała Australian Open i dotarła do finałów w Madrycie i Rzymie. W obu tych turniejach musiała uznać wyższość Igi Świątek. Nie od dziś wiadomo, że Białorusinka jest jedną z największych rywalek liderki rankingu WTA. Wydawało się, że będzie ona też sporym zagrożeniem na igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Ostatecznie jednak nie zobaczymy trzeciej rakiety świata na imprezie czterolecia, o czym sama zainteresowana poinformowała w Berlinie.
Powód? Napięty harmonogram obowiązkowych turniejów rangi WTA, a także kwestie zdrowotne i chęć odpoczynku. - Zdecydowałam się na taki krok, by lepiej zadbać o swoje zdrowie - mówiła. Wykluczyła, by kwestie polityczne miały z tym coś wspólnego, ale nowe światło na sprawę rzucili dziennikarze by.tribuna.com.
Białorusini, podobnie jak Rosjanie, otrzymali prawo startu na igrzyskach, ale pod ściśle określonymi warunkami. Jednym z najtrudniejszych do spełnienia wydaje się być udowodnienie, że nie ma się powiązań z reżimem Łukaszenki. Sportowcy bali się, że jeżeli to zrobią, to mogą ich czekać represje. Co więcej, rzekomo sam dyktator nie chciał dopuścić do sytuacji, w której jego obywatele zaprzeczaliby powiązaniom.
Jak donoszą dziennikarze, władze miały wręcz sabotować zawodników, którzy chcieli się na to odważyć. W jaki sposób? Wysyłali listy do MKOl, które potwierdzały, że dana osoba faktycznie jest ściśle związana z systemem państwa.
I jak twierdzi redakcja, to właśnie mógł być powód, dla którego Sabalenka wycofała się z igrzysk. Rzekomo bała się, że ostatecznie same władze Białorusi uniemożliwią jej start. Zawczasu zapobiegła takiej sytuacji.
"To prawda, że nie mamy dowodów, które poparłyby tę tezę, a jedynie przeczucia. Jednak trzeba nazwać sprawę jasno - wszelkie wyjaśnienia Sabalenki, dlaczego odmawia udziału w turnieju olimpijskim, są niepoważne, wygląda to jak jakieś przedszkole. Skomplikowany harmonogram, potrzeba odpoczynku, trudności w przechodzeniu z jednej nawierzchni na inną - nawet propagandyści Łukaszenki dziwią się tak niedorzecznym wymówkom tenisistki" - zaznaczyli dziennikarze.
"Takie wymówki można dać, gdy mówi się o jakiś nudnych turniejach, gdzie można wygrać kilkadziesiąt tysięcy dolarów, a nie o imprezie, która odbywa się co cztery lata i jest bardzo prestiżowa" - dodali.
Teraz przed Sabalenką rywalizacja na Wimbledonie. I nie ulega wątpliwości, że Białorusinka będzie jedną z faworytek do zwycięstwa, na co wskazywał m.in. John McEnroe. - Sposób jej gry pasuje do tej nawierzchni - podkreślała legenda tenisa. Najdalej w Londynie Sabalenka dotarła do półfinału - 2021 i 2023 rok.