"Jazda Jasmine, to jeszcze nie koniec!" - krzyknął jeden z francuskich kibiców po pierwszym punkcie meczu. Tak, już przy wyniku 15:0 dla Igi. Trybuny Curt Philippe Chatrier śmiały się z tego żartu. Tylko że to wcale nie był żart!
Tak naprawdę finał Świątek - Paolini skończył się, zanim się zaczął. Sympatyczna, utalentowana Włoszka gra tenis życia i to piękne, że pierwszy raz w karierze zagrała w takim meczu. Ale wszyscy w Paryżu wiedzieli, że ona nie ma szans w starciu z królową tej ziemi. O ile tylko Świątek nie stanie się nic złego. Ale co miałoby się stać komuś, kto jest gotowy na wszystko, bo wspaniale zarządza sukcesem?
Świątek wygrała Roland Garros w 2020, 2022 i 2023 roku. A w 2024 roku przyjechała tu po fantastycznych zwycięstwach w "tysięcznikach" w Madrycie i Rzymie, gdzie w finałach pokonywała Arynę Sabalenkę. Białorusinka odgrażała się Idze w Rzymie, że w Paryżu ją dopadnie. Ale odpadła tu w ćwierćfinale. Na tym samym etapie z turniejem pożegnała się druga z wielkich rywalek Igi - Jelena Rybakina. A Coco Gauff, którą eksperci zaliczają do wielkiej czwórki, przegrała ze Świątek w półfinale, ponosząc już 11. porażkę w 12. w historii starć z Polką.
Świątek jest tak zdecydowanym numerem jeden, jakiej świat tenisa nie miał od ponad dekady, gdy rządziła Serena Williams. A na paryskiej mączce jej dominację widać najwyraźniej, jak pod mikroskopem. Ona najlepiej się po tej nawierzchni porusza, ma taki forhend (podkręca piłkę niemal jak Rafael Nadal), który sieje tu spustoszenie, a przede wszystkim ona czuje się tu naprawdę u siebie.
Pod kortem centralnym stoi tu okazały, trzymetrowy, pomnik ze stali Rafaela Nadala, aż 14-krotnego mistrza Roland Garros. Na wejściu do biura prasowego dziennikarzy wita wielkie zdjęcie w ramie przedstawiające siedem stop klatek z Chris Evert w akcji. Amerykanka wygrała ten turniej siedem razy, to rekord w rywalizacji kobiet. Znamienne, że nikt tu się nie zastanawia czy Świątek dogoni ją. Tu wszyscy mówią, że ona może dogonić jego, swojego idola.
Nadal w wieku 23 lat miał cztery tytuły mistrza Roland Garros. Iga w drodze do czwartego tytułu świętowała tu 23. urodziny. A właściwie nie świętowała, tylko uczciła je skromnie po meczu, bo akurat tamtego dnia, 31 maja, grała w trzeciej rundzie z Marie Bouzkovą. Na pytanie Sport.pl po tamtym spotkaniu czy w ogóle przed wyjściem na kort odbierała jakieś życzenia i oglądała prezenty, odpowiedziała, że nie, że tym razem zadbała w pełni o to, żeby jej głowa była zajęta tylko tenisem.
Na brak najwyższej koncentracji Iga narzekała po horrorze z Naomi Osaką w drugiej rundzie. Po meczu wygranym 7:6, 1:6, 7:5 (przy stanie 7:6, 1:6, 3:5 Świątek obroniła meczbola) przyznawała się grupie polskich dziennikarzy, że dopiero będąc w bardzo trudnej sytuacji, jej głowa zaczęła pracować tak, jak powinna.
Kilkanaście dni temu Iga miała na Roland Garros gorszy dzień, a jej rywalka - wybitna, bo przecież Osaka to czterokrotna mistrzyni wielkoszlemowa i była liderka światowego rankingu - miała dzień znakomity. A to się i tak nie złożyło w sensację, i tak Świątek wygrała.
W Paryżu naprawdę trzeba wyjątkowego splotu okoliczności, żeby ktoś zatrzymał dominatorkę. Już przed turniejem dziennikarze ESPN twierdzili, że oto oglądamy przekazanie pałeczki - że mistrz wszech czasów Nadal odchodzi, a jego miejsce zajmuje przyszła mistrzyni wszech czasów tego turnieju Świątek. Rafa faktycznie pożegnał się bardzo szybko, w pierwszej rundzie. A Iga faktycznie znów nie miała sobie równych.
My wszyscy oglądamy coś wyjątkowego. Na Roland Garros Iga ma serię 21 wygranych meczów. W całej - krótkiej jeszcze - karierze już wypracowała sobie na tutejszych kortach bilans 35:2. Trzeci tytuł z rzędu zdobyła tu jako pierwsza tenisistka od czasów Justin Henin, która zrobiła to w latach 2005-2007. I teraz razem z Belgijką i jeszcze trzema innymi tenisistkami (Kate Gillou, Jeanne Matthey i Helen Mills Moody) jest już na szóstym miejscu w klasyfikacji tych zawodniczek, które wygrały Roland Garros najwięcej razy w historii. Prowadząca Evert siedem swoich tytułów zdobyła startując w 13 edycjach. Świątek ma cztery puchary po sześciu startach.
"Podczas Roland Garros 2020 byłam w transie, oglądając jej grę. Zwłaszcza od zwycięstwa nad Simoną Halep. Iga pokonywała wszystkich na swojej drodze i każdy zastanawiał się, co to za młoda dama i skąd się wzięła. A ja myślałam, jak ona stała się aż tak dobra tak szybko! Od tego czasu śledzę ją już uważnie" - mówiła kiedyś Evert w rozmowie ze Sport.pl. Natomiast Henin teraz w "L'Equipe" nazywa Igę walcem.
Jeszcze ciekawiej i jeszcze bardziej adekwatnie o Świątek mówiła kilka dni temu Marketa Vondrousova, która przegrała z Igą 0:6, 2:6 w ćwierćfinale. "Ona wszystko szalenie szybko oddaje, serwuje, zamiata każdy zakątek kortu. To naprawdę tak, jakby się grało z jakimś szaleńcem. To atak na psychikę!" - opowiadała czeskim mediom aktualna mistrzyni Wimbledonu i finalistka Rolanda z 2019 roku.
Paolini pewnie będzie miała podobne refleksje. Przecież od momentu gdy niespodziewanie wyszła na prowadzenie 2:1, przełamując serwis Polki, Iga wskoczyła na obroty niedostępne żadnej innej tenisistce. W efekcie pierwszego seta skończyła wynikiem 6:2 w 34 minuty, a w drugim szła po swoje równie pewnie i szybko. Aż szkoda było kibiców z Italii, którzy w jednym z sektorów utworzyli z siebie (dzięki odpowiednim koszulkom) włoską flagę i dodawali otuchy swojej rodaczce nawet, gdy przegrywała już 2:6, 0:4.
Ale podkreślmy - Iga była nie do zatrzymania, bo po prostu szła tu po swoje. W trochę może nadmiernie patetycznym tonie, ale pozostając w klimacie pomników (tego Rafy i tego zdjęciowego Evert) zauważmy, że Świątek już dziś mogłaby powtórzyć za Horacym: "Wybudowałam sobie pomnik trwalszy niż ze spiżu (...) Nie wszystek umrę".
A przecież przed Igą Świątek najpewniej jeszcze długie sportowe życie. Tak długie, że Iga naprawdę może zapolować na rekord Rafy. I doczekać się swojej statuy obok Nadala ze stali.