Królowa ziemi, królowa Paryża - te określenia Iga Świątek słyszała już nieraz. W sobotę po raz kolejny w tym roku 23-letnia Polka potwierdziła, że nieprzypadkowo do niej przylgnęły. W finale Roland Garros pokonała Jasmine Paolini 6:2, 6:1. Jej zwycięstwa spodziewało się wielu, w tym legendy tenisa. Ale takiego sezonu jak obecny na ukochanej "mączce" jeszcze nie miała.
- Jak opisałabyś swój poziom pewności siebie na kortach ziemnych? - zapytał Świątek jeden z dziennikarzy w czwartek po awansie do finału paryskiej imprezy. Ona wzruszyła wtedy tylko ramionami i rzuciła krótko w swoim stylu: "Wysoki", wywołując śmiech na sali. Polka się nad tym nie rozwodziła, ale przyznała to, co w jej przypadku, oczywiste. Bo trudno o brak wielkiego komfortu, jeśli w szóstym starcie w jednym z czterech najbardziej prestiżowych turniejów na świecie po raz czwarty jesteś w finale, a na koncie masz już trzy tytuły. Do tego pełny bilans meczów to 34-2, a od sobotniego popołudnia 35-2.
I choć tenisistka pracująca z trenerem Tomaszem Wiktorowskim najbardziej upodobała sobie "mączkę" w Paryżu, to bryluje także na tej w innych miastach. Jej statystyki dobitnie to potwierdzają - w całej karierze wygrała 84 spotkania na tej nawierzchni, przegrywając zaledwie 10. Bilans z ostatnich dwóch lat jeszcze mocniej pokazuje jej dominację - 57-4.
I choć nigdy nie można wręczać pucharu przed finałem, to nie dziwią słowa legend sprzed sobotniego meczu. Mająca w dorobku siedem tytułów wielkoszlemowych Belgijka Justine Henin przyznała dość brutalnie dla reszty stawki, że na ziemi Polka nie ma obecnie zbytnio konkurencji, a będąca triumfatorką trzech takich turniejów Amerykanka Lindsay Davenport, że nie da się być większą faworytką w finale wielkoszlemowym niż Świątek w Paryżu.
A takiego sezonu jak teraz na "cegle" 23-latka jeszcze nie miała - wygrała 21 meczów, przegrywając zaledwie jeden. W trzech wcześniejszych latach miała - odpowiednio - bilans: 12-2 (2021), 18-1 (2022) i 19-2 (2023). Tym "rodzynkiem" teraz był półfinał w Stuttgarcie, w pierwszym starcie na tej nawierzchni. Zaraz po halowym występie na "betonie" w Pucharze Billie Jean King w Szwajcarii. Potem były już tylko sukcesy - w Madrycie, Rzymie i Paryżu. Do stolicy Francji jeszcze wróci za niespełna dwa miesiące na igrzyska.
Nie tylko dominacja Polki na "cegle" sprawiła, że jej zwycięstwo wydawało się teraz tak pewne. Nie umniejszając nic Paolini (15.WTA), która na początku spotkania mocno i widowiskowo stawiała opór faworytce. Tyle że od połowy pierwszego seta debiutująca w meczu o taką stawkę Włoszka o polskich korzeniach już odbijała się tylko od ściany. Bo Świątek przyzwyczaiła, że w finałach zwykle nie zawodzi i pokazuje się w nich w najlepszym wydaniu (bilans 22-4, w tym 10-0 od ubiegłorocznego Rolanda). I tak też było teraz.
W tegorocznej edycji paryskiej imprezy szła jak burza od kluczowego momentu, którym okazał się już mecz drugiej rundy. W pamiętnym dreszczowcu z Japonką Naomi Osaką wyszła w decydującym secie ze stanu 2:5 i obroniła piłkę meczową. Od tego momentu wygrała 64 z kolejnych 71 gemów.
Dzięki sobotniemu zwycięstwu Świątek po raz trzeci triumfowała w Paryżu. Wcześniej dokonały tego tylko dwie tenisistki - Henin (2005-07) i Monica Seles (1990-92). Polka dołączyła także do innej elitarnej trójki - pierwsze pięć finałów wielkoszlemowych przed nią wygrali jedynie Seles (6-0) i Roger Federer (7-0).
Dzięki czwartemu zwycięstwu w Roland Garros klasyfikacji ograniczonej do Open Ery zrównała się także pod tym względem z Henin, a zostawiła w tyle takie tuzy jak: Seles, Serenę Williams, Margaret Court czy Arantxę Sanchez Vicario. Wyprzedzają ją tylko dwie wielkie gwiazdy - Chris Evert (7) i Steffi Graf (6). Polka powtórzyła też jeden z wyczynów Williams - legendarna Amerykanka jako ostatnia w 2013 roku wygrała trzy najbardziej prestiżowe imprezy na ziemi w sezonie (Madryt-Rzym-Roland Garros).
- Iga to szefowa. Wiemy, jak trudno jest wygrać ponownie jakiś turnieju i potem raz jeszcze oraz pozostać w topowej formie przez długi czas. Iga ma w sobie coś wyjątkowego pod tym względem. Jest naprawdę mocna i jeśli pozostanie zdrowa, zachowa motywację, to może tu jeszcze wiele wygrać - oceniła jeszcze przed sobotnim pojedynkiem Henin.
Kolejną okazję ku temu Świątek będzie miała już wkrótce - latem w turnieju olimpijskim. Lepszego zwieńczenia rywalizacji na "mączce" niż upragniony i wyczekiwany od dawna w polskim tenisie medal igrzysk nie mogłaby sobie wymarzyć.