Okrągłe zero - tyle spotkań kobiecej drabinki rozegrano w tym roku na turnieju Roland Garros w sesji wieczornej. Ta sesja przewidziana była jedynie na korcie głównym imienia Philippe'a Chatriera. Zakończyła się w środę na ćwierćfinałach singla. Rok temu w Paryżu było podobnie, a władze turnieju są z tego powodu często krytykowane.
- Chciałabym zobaczyć mecz Świątek i Osaki podczas sesji wieczornej - mówiła kilka dni temu czołowa tenisistka świata Ons Jabeur. Niezwykle zacięte spotkanie pomiędzy Polką a Japonką rozegrane na etapie drugiej rundy w Paryżu śledziło wielu zawodników, w tym m.in. Aryna Sabalenka czy Danił Miedwiediew. Rosjanin przyznał: - Cieszę się, że ten mecz odbył się w ciągu dnia, a nie wieczorem, bo nie oglądam sesji nocnych, chodzę wcześniej spać.
Ale to oczywiście perspektywa profesjonalnego tenisisty, który sam bierze udział w zawodach. Oczywiste jest, że wieczorne mecze w teorii powinny być najbardziej prestiżowe. Jednocześnie w trakcie spotkania Igi Świątek z Naomi Osaką - który ostatecznie odbył późnym popołudniem - zauważyć mogliśmy na trybunach sporo wolnych miejsc. Jeszcze gorzej było w trakcie ćwierćfinału Polki z Marketą Vondrousovą, o czym pisaliśmy na Sport.pl. Mecze kobiece rozgrywane np. o godzinie 11 czy 13 w naturalny sposób przyciągają mniej widzów niż pojedynki zaplanowane wieczorem.
Wielkie sportowe wydarzenia zwykle układane są na mocy porozumień organizatorów z nadawcami telewizyjnymi. To prawdopodobnie z tego powodu terminarz Roland Garros wygląda zupełnie inaczej niż np. Australian Open.
Mecze na korcie głównym w Paryżu rozpoczynały się do środy o godzinie 11 lub częściej o 12. W Melbourne ruszały w tym roku wcześniej - od godz. 10 czasu miejscowego. Dzięki temu sesja wieczorna w Australii startowała o godz. 17. Ta sama sesja w stolicy Francji zaś rozgrywana była dużo później - zwykle od 20:30. To ma duży wpływ na układ gier.
Wcześniej rozpoczynająca się w Melbourne sesja wieczorna umożliwia zaplanowanie w jej ramach aż dwóch spotkań jednego dnia. Dzięki temu od pierwszego dnia wieczorami odbywały się w Australii zarówno mecz męskiej drabinki, jak i kobiecej. Przykładowo: 15 stycznia na kort centralny wyszli najpierw Australijczyk Alex de Minaur oraz Kanadyjczyk Milos Raonić, a po nich Francuzka Caroline Garcia i Japonka Naomi Osaka. Pięć dni później na największym obiekcie wieczorem rywalizowały Iga Świątek oraz Czeszka Linda Noskova, a następnie Niemiec Alexander Zverev i Amerykanin Alex Michelsen.
W Paryżu podobne rozwiązanie, gdy wieczorne granie rozpoczyna się tak późno, jest niemożliwe. W innym wypadku spotkania kończyłyby się regularnie grubo po północy, co i tak zdarzyło się w tym roku dwukrotnie. Novak Djoković z Lorenzo Musettim finiszowali po trzeciej w nocy, Alexander Zverev i Holger Rune grali do pierwszej. Djoković i Zverev narzekali potem na późną porę, w jakiej przyszło im rywalizować.
Francuzi, decydując się na rozpoczynanie sesji wieczornej tak późno, sami ograniczają sobie możliwość zaplanowania większej liczby spotkań o tej porze i narażają się na krytykę na tle niedopuszczania kobiet do wieczornych występów. To wtedy, w czasie telewizyjnego prime time, najwięcej widzów ma czas usiąść w domu i zobaczyć rozgrywki tenisa. Także trybuny wypełniają się wtedy najszczelniej.
W tym roku jeszcze trudniej zrozumieć, dlaczego władze Roland Garros nie postanowiły rozpoczynać wcześniej spotkań na korcie centralnym, jeśli będziemy pamiętać o ich problemach z pogodą. W ostatnich dniach w Paryżu mocno padało, co torpedowało harmonogram gier, bo tylko dwa największe korty są zadaszone. Z tego powodu np. mecz Grigora Dimitrowa z Zizou Bergsem został w końcu przeniesiony na główny obiekt przed meczem Djokovicia z Musettim. I dlatego Serb z Włochem kończyli pojedynek tak późno, bo zaczęli grać przed 23. Ale znów - czy spotkań na korcie centralnym nie można było tego dnia zacząć wcześniej? Wówczas opóźnienie byłoby mniejsze.
W ostatnią niedzielę Francuzi w końcu przesunęli porę startu pojedynków na korcie centralnym na 11. O tej godzinie swój mecz zaczęły Iga Świątek z Anastazją Potapową. Tylko że nie było to już tak potrzebne, bo pogoda od niedzieli akurat zaczęła poprawiać się i spotkania nie były już przerywane przez deszcz. Dziwne decyzje organizatorów French Open najprawdopodobniej mają właśnie związek z próbą dogadania się z nadawcami, zwłaszcza tymi we Francji: France TV Sport oraz Prime Video.
Cierpią na tym zwłaszcza tenisistki. Jeśli pula wieczornych spotkań ograniczona jest do jednego pojedynku - czyli o połowę mniej niż choćby w trakcie Australian Open - to szansa na występ np. Igi Świątek i Naomi Osaki w lepszej porze dla widzów i telewidzów jest znacznie mniejsza. To niejedyny, ale ważny czynnik, który wpływa potem na wypełnienie trybun, zainteresowanie kobiecym tenisem, pieniądze.
Podobny układ, jak w Australian Open, obserwujemy w US Open. W tegorocznym turnieju nowojorskim, tak jak w latach ubiegłych, sesja wieczora na korcie centralnym im. Arthura Ashe'a ma startować o g. 19 czasu lokalnego. W zeszłym roku o tej porze rozgrywano po dwa mecze: często jeden pojedynek drabinki pań, a jeden panów.
Przykładowo: 4 września ubiegłego roku w sesji nocnej zaplanowano mecze Rosjanki Darii Kasatkiny oraz Białorusinki Aryny Sabalenki, a także Alexandra Zvereva i Włocha Jannika Sinnera. Z kolei na Wimbledonie władze nie przewidują sesji wieczornych, a funkcjonująca od 2009 roku cisza nocna zakłada, że spotkania muszą zakończyć się do godziny 23.
Oczywiście sposób układania terminarza to niejedyny powód, dla którego w sesjach wieczornych w Paryżu nie widzieliśmy spotkań kobiecej drabinki. Mecze wielkoszlemowe pań rozgrywane są do dwóch wygranych setów (panów do trzech) i dlatego stacje mając do wyboru dziennie tylko jeden pojedynek wieczorem, wolą pokazać taki, który może potrwać dłużej.
Do tego dochodzi słabość Organizacji Kobiecego Tenisa (WTA), która wciąż w niedostatecznie odpowiedni sposób pilnuje interesów zawodniczek. Na niedawnym turnieju w Rzymie w sklepikach na terenie kompleksu Foro Italico można było kupić maskotki męskich rozgrywek, ale kobiecych nie oferowano. Drobna rzecz, która jednak cały czas przypomina o różnicach między federacjami tenisowymi obu płci.