Dwa lata temu Daria Kasatkina osiągnęła w Paryżu życiowy sukces wielkoszlemowy. Wtedy doszła do półfinału. I dopiero w nim odbiła się od Igi Świątek, przegrywając 2:6, 1:6. Teraz 13. zawodniczka światowego rankingu była absolutną faworytką meczu z inną Polką. Ta inna Polka coraz mocniej pracuje na rozpoznawalność swojego nazwiska. Ale, niestety, nie zapracowała jeszcze na to, żebyśmy à propos turnieju French Open mogli używać żartobliwej, acz sympatycznej frazy Fręch Open.
- Zagrałam tyle meczów w karierze, że niektórych naprawdę nie pamiętam. Szczególnie takich, które grałam w kategorii do lat 12 - śmiała się Fręch w przedturniejowej rozmowie ze Sport.pl, nie chcąc się rozwodzić nad historią swojej rywalizacji z Kasatkiną.
Tak naprawdę poprzednie mecze z nią - oba przegrane - Magda rozegrała w 2019 (w Dubaju) i 2022 roku (w Granby), a więc gdy obie miały, bo są równolatkami, nie po 12, a odpowiednio po 22 lata i po 25 lat.
- Teraz jestem zupełnie inną zawodniczką, niż byłam jeszcze kilka lat temu. Na pewno ten mój mecz z Kasatkiną będzie wyglądał zupełnie inaczej - obiecywała Magda.
Pewnie mało kto może sobie porównać tamte mecze z tym i stwierdzić, czy ten rzeczywiście był całkiem inny. Ale trzeba powiedzieć, że choć wynik nas rozczarował, to spotkanie oglądało się całkiem dobrze.
Kasatkina od początku pokazywała, że tenisową rakietą potrafi i uderzyć, i operować jak skalpelem. Ale i Fręch próbowała prezentować urozmaicony tenis. Oczywiście bazowała na wymianach z głębi kortu, co po prostu ma krwi. Trzeba jej jednak oddać, że czasami próbowała przejmować inicjatywę, a nie tylko przebijać piłkę z nadzieją na błąd rywalki.
Fręch podkreślała w rozmowie ze Sport.pl, że coraz częściej stara się grać na swoich warunkach, narzucać je. Ale to też nie będzie oznaczało, że zawsze i przeciw każdej rywalce Magda będzie prowadziła frontalny atak.
"Magda, ona się ciebie boi, dawaj mocniej!" - krzykiem domagał się właśnie czegoś takiego jeden z kibiców już w trzecim gemie. Wtedy - przy serwisie Fręch - było 1:1 i 0:30. Ta, która miała się bać, wygrała dwie następne piłki, przełamała Polkę i mogła wyjść na 3:1. Ale nie wyszła. Bo w Magdzie od razu wyzwoliła się bardzo duża wola walki, bo Magdzie coś podpowiedział trener Andrzej Kobierski i Magda od razu zanotowała przełamanie powrotne.
Fręch i jej trener przez prawie całą pierwszą partię porozumiewali się tylko zdawkowo, bo najwidoczniej ona dobrze realizowała plan. Jeśli odwracała się w stronę trenera, to raczej po to, żeby pokazać zaciśniętą pięść i w odpowiedzi zobaczyć oraz usłyszeć brawa. Po wygranym gemie na 5:4 - trudnym, granym na przewagi - oboje stali z zaciśniętymi pięściami, a trener coś krzyczał, ale nie sposób było usłyszeć, co, bo Fręch i Kasatkina już naprawdę porządnie rozgrzały paryską publiczność.
Na korcie Suzanne Lenglen, drugim co do wielki obiekcie Stade Roland Garros, przed Polką i Rosjanką swój mecz rozgrywał Arthur Cazaux (przegrał z Argentyńczykiem Etcheverrym w czterech setach). Wtedy na własne uszy mogliśmy się przekonać, jak kapitalną akustykę ma ten 10-tysięczny obiekt. I trzeba powiedzieć, że tak było nie tylko, gdy wypełniało go 8-9 tysięcy Francuzów, ale i wówczas, gdy na meczu Fręch - Kasatkina tych widzów były 3-4 tysiące widzów.
Szkoda, że ci ludzie nie dostali tak emocjonującego widowiska, na jakie długo się zanosiło. Przy stanie 5:5 Fręch przy swoim podaniu przegrała gema, w którym prowadziła 40:0. I - niestety - to był kluczowy moment meczu. Kasatkina tym razem przewagi już przypilnowała, wygrała seta 7:5. A od razu na rozpoczęcie drugiej partii znów przełamała Magdę.
Rosjanki nie zatrzymało nawet kolano. Ból w prawym poczuła, gdy próbowała bronić piłki na 1:1 dla Fręch w drugim secie. Przy wślizgu złapała się za nogę, poprosiła o przerwę, skorzystała z pomocy fizjoterapeuty. Jeśli ktoś myślał, że nie wróci, to źle myślał. Wróciła, i to jak! Po kontuzji wygrała już wszystkie gemy do końca meczu. I zasłużenie awansowała do drugiej rundy.
Rywalka Fręch przeżyła chwilę grozy. Ale tylko chwilę
Dobrze, że Kasatkiny nie pozbawiła tego chwilowa niedyspozycja związana z bólem kolana. To byłby paradoks, gdyby akurat kolano nie dało jej wygrać. Przecież przed meczem baliśmy się o kolano Fręch. Ona kontuzji doznała sześć dni temu w meczu z Marketą Vondrousovą w Strasburgu. Z Kasatkiną grała z kolanem otejpowanym - po to, żeby je trochę stabilizować, a pewnie i ograniczać ból przy gwałtownych ruchach. Na ile bolało - dopiero się dowiemy, gdy będziemy mieli okazję z nią porozmawiać.
Szkoda, że to będzie pierwsza i ostatnia pomeczowa rozmowa z Fręch w tym turnieju. W styczniu w Australian Open zaszła do czwartej rundy. To był jej życiowy sukces w turnieju wielkoszlemowym. W Paryżu nadal jej najlepszym osiągnięciem jest druga runda z 2018 i 2023 roku. Niestety, French Open to nie jest Fręch Open.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!