W niedzielę 12 maja wielu fanów tenisa na świecie złapało się za głowy, a szczęki leciały w dół jedna za drugą. Oto bowiem Alejandro Tabilo, 32. w rankingu ATP Chilijczyk, który jak dotąd słabo grał na mączce, niemal zdmuchnął z powierzchni ziemi wielkiego Novaka Djokovicia. Wynik 6:2, 6:3 mówi sam za siebie.
To była sensacja absolutnie największego kalibru. Tabilo, choć stosunkowo wysoko w światowym rankingu, nie ma jak dotąd na koncie znaczących sukcesów. Zwłaszcza na mączce, bo Roland Garros to jedyny jak dotąd turniej wielkoszlemowy, w którym Chilijczyk nie zagrał nawet w drabince głównej. Natomiast w tym roku na nawierzchni ziemnej najdalej zaszedł w Bukareszcie, gdzie w pozbawionym dużych gwiazd turnieju doszedł do półfinału. Turnieje rangi Masters ogólnie też nie były dotąd jego domeną, bo dalej niż do drugiej rundy dobił tylko raz, w ubiegłorocznym Indian Wells (4R).
Tymczasem w Rzymie gra turniej życia. Po wyeliminowaniu Djokovicia pokonał również wyżej rozstawionego, bo z nr 16, Rosjanina Karena Chaczanowa po dwóch niesamowitych tie-breakach (7:6(5), 7:6(10)). W ćwierćfinale zaś nie dał najmniejszych szans Chińczykowi Zhizhen Zhengowi. Jego dominacja była niepodważalna. Trzy razy przełamał rywala, samemu broniąc wszystkich breakpointów rywala, które zresztą ten miał tylko dwa. Więcej winnerów (28:21), mniej niewymuszonych błędów (8:10). Efekt? Wygrana 6:3, 6:4 i awans do półfinału.
To bez wątpienia jego życiowy sukces. Zdarzyło mu się co prawda wygrać ATP 250 w Auckland w styczniu tego roku. Ale co najmniej półfinał Mastersa to jednak wyższy kaliber, chociażby z uwagi na jakość rywali. Czy może być lepiej? Oczywiście. Co trzeba zrobić, by było? Pokonać Alexandra Zvereva lub Taylora Fritza, bo to właśnie zwycięzca niemiecko-amerykańskiego pojedynku będzie kolejnym rywalem Tabilo.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!