- Ja nie wiem, czy to jest rok 2024, czy 2016 - mówił Dawid Celt po kapitalnej akcji przy wyniku 5:5. Wymianę, w której moc tylko rosła, a przy okazji Panie Tenisistki bawiły się w profesorki geometrii, wygrała Świątek. Ale Kerber rzeczywiście biegała do każdej piłki tak, jakby i ona była w szczycie swoich możliwości.
Celt komentował mecz Świątek - Kerber w Canal+ Sport. A Kerber zna doskonale, bo to przyjaciółka, a kiedyś jedna z wielkich rywalek jego żony, Agnieszki Radwańskiej. We wspomnianym przez Celta 2016 roku Kerber - Niemka z wielkopolskiego Puszczykowa - wygrała Australian Open i US Open, była finalistką Wimbledonu, zdobyła olimpijskie srebro oraz została liderką rankingu WTA. Dziś Kerber ma 36 lat, rok temu urodziła dziecko, a teraz próbuje jeszcze raz wrócić na szczyt tenisa.
I trzeba przyznać, że przez dobrą godzinę meczu z najlepszą na świecie Świątek starsza aż o 13 lat Kerber wyglądała tak, jakby z jej rankingowej pozycji 331 ktoś wykasował dwie trójki.
O skali wyzwania, jakie Niemka rzuciła Polce, świadczyła reakcja Darii Abramowicz. Można powiedzieć, że psycholożka Igi zamieniła się w Andrzeja Gołotę. Krzyczała z radości i wymachiwała rękami tak, jakby zadawała ciosy, gdy Świątek przełamała rywalkę i wyszła na prowadzenie 5:3 w pierwszym secie. Ale na świetny atak Polki Niemka odpowiedziała kontratakiem i błyskawicznie zanotowała przełamanie powrotne. A gdy Świątek z całych sił nacisnęła i próbowała zamknąć seta wynikiem 6:4, to Kerber obroniła aż pięć setboli.
Przy wyniku 5:6 rywalka obroniła jeszcze szóstą i siódmą piłkę setową dla Igi, aż w końcu przy ósmym setbolu popełniła niewymuszony błąd. Dopiero dziewiąty w tej trwającej aż 57 minut partii, w której rozegranych zostało aż 78 punktów (41:37 dla Świątek). Iga miała w pierwszym secie 10 takich pomyłek. Obie były na plusie, jeśli chodzi o stosunek winnerów do niewymuszonych błędów - Świątek kończących uderzeń zagrała 17, a Kerber - 10.
Po ostatniej piłce seta Niemka ze złością odrzuciła za siebie piłkę i przez chwilę kręciła głową. A chyba my wszyscy trochę z niedowierzaniem kręciliśmy głowami, gdy na początku drugiego seta Kerber wyszła na prowadzenie 2:0. Oczywiście Iga szybko opanowała sytuację - wyszła na 3:2 i już szybko poszła po zwycięstwo 7:5, 6:3. Niemka w końcu nie wytrzymała tempa (w drugim secie miała cztery winnery i 12 niewymuszonych błędów), a Polka trzymała poziom (15 winnerów i 10 niewymuszonych błędów w drugiej partii). Ale naprawdę godne podziwu było tak, z jaką wiarą szukała swojej szansy dopóty, dopóki wystarczało jej siły.
Gdyby była numer jeden pokonała obecną numer jeden, mielibyśmy po prostu sensację. Zwłaszcza że stałoby się to na jednym z terytoriów Igi.
Świątek gra w Rzymie o swój trzeci w karierze tytuł na przepięknych kortach Foro Italico. Po pokonaniu Kerber jest już w ćwierćfinale, gdzie zmierzy się z Madison Keys (16 WTA). Iga jest w formie - dopiero co wygrała turniej WTA 1000 w Madrycie, właśnie wygrała dziewiąty mecz z rzędu, a w całym sezonie ma znakomity bilans 35-4. Ale też Iga musi być cały czas czujna, o czym przypomniały jej i w poprzedniej rundzie Julia Putincewa, i teraz Kerber.
Z Kerber Iga ma bilans już 3-0. W ogóle z liderkami światowego rankingu Świątek radzi sobie bardzo dobrze. Meczów z aktualnymi "jedynkami" Polka grała w karierze niewiele: dwa z Ashleigh Barty (oba przegrała) i jeden z Aryną Sabalenką (wygrała). Ale z byłymi liderkami Świątek spotkała się już wiele razy. Bilanse?
(jeśli chcielibyśmy doliczyć bilans z "byłą liderką Sabalenką" to byłoby 1-0, bo odkąd Białorusinka jest "byłą numer jeden" Iga zmierzyła się z nią raz - w niedawnym finale w Madrycie).
To wszystko cenne mecze, bo żadna z byłych liderek nie przegrywa z Igą w szatni. A Kerber w poniedziałek naprawdę pokazywała wiarę w zwycięstwo, a nie tylko chęć napsucia krwi faworytce. Momentami Niemka pokazywała wręcz taki tenis jak ten, którym osiem lat temu podbijała świat. I jeszcze coś: klasa. Kerber ją zdecydowanie ma i po prostu miło było widzieć rywalkę, która po udanym zagraniu Świątek potrafi bić brawo, a nie odgrywa kiepski teatr. To miła odmiana po tym, jak dwa dni wcześniej Putincewa przedrzeźniała Igę, gdy zdała sobie sprawę z tego, że nie jest w stanie dotrzymać jej kroku.