Do feralnego zajścia z butelką doszło po wygranej Djokovicia z Francuzem Corentinem Moutetem w drugiej rundzie turnieju w Rzymie. Serb podszedł pod trybuny, by rozdać kilka autografów. W pewnym momencie na jego głowę spadła aluminiowa butelka. Wielokrotny wielkoszlemowy czempion od razu złapał się za bolące miejsce i został zabrany z kortu.
Początkowo sądzono, że Serb mógł zostać celowo zaatakowany przez jakiegoś pozbawionego wyobraźni i rozumu kibica. Na szczęście wyjaśnienie okazało się o wiele bardziej "pokojowe". Ujęcie z jednej z kamer pokazało, że wspomniana butelka przypadkiem wypadła z plecaka jednego z kibiców polujących na autograf Djokovicia. Pechowo poleciała wprost na jego głowę.
Niedługo po zajściu organizatorzy poinformowali, że Serb został przebadany i wszystko skończyło się jedynie małym guzem. Sam zawodnik również uspokoił, że nic mu nie jest, a mały okład z lodu wystarczy, by uporać się z efektami zajścia.
Jak się okazuje, Djoković postanowił wyciągnąć wnioski z całej sprawy i na następny raz się... zabezpieczyć. Na kolejne rozdawanie autografów Serb udał się nie tylko w czapce, ale także w kasku rowerowym. By już żadna butelka nie zrobiła mu więcej krzywdy. Mistrz napisał krótko "dziś przyszedłem przygotowany". Kibice byli bardzo zaskoczeni i rozbawieni całą sytuacją.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!