W połowie kwietnia Maja Chwalińska (279. WTA) była częścią reprezentacji Polski, która w Szwajcarii wywalczyła awans do finału rozgrywek Billie Jean King Cup. 22-latka w parze z Katarzyną Kawą zdobyła punkt dla naszej kadry, ogrywając rywalki w pojedynku deblowym. Następnie wróciła do rywalizacji singlowej w turniejach ITF. W mocno obsadzonej imprezie rangi W100 w Oeiras przegrała w pierwszej rundzie z Lucrezią Stefanini (179. WTA) 1:6, 5:7.
W tym tygodniu polska tenisistka postawiła na występy w czeskiej Pradze w zawodach rangi nieco niższej - W75. W pierwszej rundzie czekało ją starcie z reprezentantką gospodarzy Lindą Klimovicovą (258. WTA). Czeszka znacznie lepiej rozpoczęła ten pojedynek - od przełamania do zera. Ponownie dokonała tego w piątym gemie i wydawało się, że błyskawicznie rozstrzygnie sprawy w pierwszej partii. Prowadziła już 5:2 i 40:0 przy swoim serwisie, ale wówczas nastąpił niespodziewany zwrot akcji. Maja Chwalińska obroniła trzy piłki setowe z rzędu. W sumie wygrała aż pięć punktów z rzędu i przełamała rywalkę. Wszystkie kluczowe punkty zaczynała rozstrzygać na swoją korzyść, dzięki czemu dokonała niesamowitego comebacku. Po godzinie gry wygrała 7:5.
W drugim secie 22-latka miała sporą przewagę psychologiczną i kontynuowała swoją dominację. Tym razem to ona odskoczyła na 4:0, ale nie popełniła błędów rywalki. W 98 minut zamknęła całe spotkanie 7:5, 6:1.
W drugiej rundzie Maja Chwalińska zmierzy się z Panną Udvardy (136. WTA). Węgierka w Pradze jest rozstawiona z "dwójką". W pierwszej rundzie nie bez problemów pokonała Rumunkę Miriam Bianca Bulgaru (209. WTA) 7:6(4), 6:4.