Iga Świątek w nieprawdopodobnym stylu wygrała turniej WTA 1000 w Madrycie. W finale z Aryną Sabalenką spędziła na korcie aż 3 godziny i 11 minut. Zwyciężyła po emocjonującym tie-breaku 7:5, 4:6, 7:6 (7). Tym samym Białorusinka nie obroniła mistrzowskiego tytułu sprzed roku.
Pierwszy set padł łupem Igi Świątek. Choć przegrywała już 4:5, wygrała trzy kolejne gemy i wygrała całą partię 7:5. W kolejnej do pewnego momentu scenariusz układał się podobnie. Świątek przegrywała 4:5, a obie panie miały na koncie po dwa przełamania. Wtedy jednak Sabalenka przełamała, wygrała 6:4 i doprowadziła do trzeciego seta.
W nim znów nie zabrakło nerwów. Jako pierwsza przełamała Sabalenka i wyszła na 3:1. Świątek błyskawicznie się zrewanżowała. W najważniejszym momencie przy stanie 4:5 zachowała zimną głowę. Triumfowała do zera i było 5:5. Potem obie zgodnie wygrały własne gemy serwisowe i o zwycięstwie w całych zawodach zdecydował tie-break. Ten był równie wyrównany, co całe spotkanie. Obie miały w nim po piłki meczowe, ale to Świątek wygrała 9:7 i zdobyła 20. tytuł w karierze.
Po spotkaniu obie panie wszyły na środek na specjalnie przygotowaną scenę. Mimo porażki Sabalenka tryskała dobrym humorem. - Ostatnie miesiące były dla mnie bardzo intensywne. Trochę wypadłam z obiegu i dawno nie stałam na takiej scenie. Dziękuję wszystkim za ten niesamowity turniej, za czas, jaki mogłam tu przeżyć. Dziękuję za atmosferę, jaką stworzyliście. To miejsce jest dla mnie wyjątkowe. Cieszę się, że mogłam dla was grać tak długo, jak było to możliwe, tak długo jak potrafiłam, dzieląc ten piękny kort - powiedziała.
Później zwróciła się wprost do Igi Świątek. - Gratulacje za kolejny wielki turniej. Ty i twój team wykonaliście wielką pracę, ale następny tytuł trafi do mnie - śmiała się. - Wielki mecz, wspaniała gra. Trzy godziny... Mam nadzieję, że wykuruję się szybko przed następnym turniejem - zażartowała na koniec.