Urszula Radwańska ostatnio z dobrej strony przypomniała o sobie fanom tenisa. Przed tygodniem wspólnie ze Szwajcarką Valentiną Ryser wygrała deblowy turniej ITF W50 w Calvi na Korsyce. Dla 33-latki był to pierwszy triumf w grze podwójnej od 12 lat, choć należy zaznaczyć, że w poprzednich latach koncentrowała się tylko na singlu. Teraz mogła pójść za ciosem i dołożyć kolejne deblowe zwycięstwo, ale finał kompletnie jej nie wyszedł.
Młodsza z sióstr Radwańskich tym razem rywalizowała w turnieju ITF W50 w Lopocie. W singlu poległa już w drugiej rundzie, w której przegrała z Rosjanką Darią Kudaszową 5:7, 6:2, 2:6. Zdecydowanie lepiej wiodło jej się w deblu. W parze z Japonką Nagi Hanatani pokonała trzy kolejne duety, a w pasjonującym, trwającym ponad dwie godziny półfinale ograła najwyżej rozstawione w turniejowej drabince Japonkę Ankinę Rainę i Gruzinkę Jekaterinę Gorgodze 6:7, 6:4, 10:8.
W finale Radwańska spotkała się ze Słowaczką Viktorią Hruncakovą i Czeszką Terezą Valentovą. Mecz nie potrwał jednak długo. W pierwszej partii Polka i jej partnerka zdołały ugrać zaledwie dwa gemy i choć obroniły trzy piłki setowe, ostatecznie przegrały 2:6 w nieco ponad pół godziny. Podobnie było w drugiej odsłonie, tyle że tym razem Hruncakova i Valentova oddały tylko jednego gema. W sumie pojedynek ten trwał zaledwie 64 minuty.
Największym problemem w grze Radwańskiej i Hanatani okazał się serwis. Panie wygrały zaledwie 43 procent piłek po pierwszym podaniu oraz 29 - po drugim. Nie zanotowały ani jednego asa serwisowego, za to popełniły pięć podwójnych błędów.
Nie tak dawno Urszula Radwańska wyznała, że wierzy w awans do pierwszej setki rankingu WTA (teraz jest 468.), a obecnie nie rywalizuje dla pieniędzy. - Pieniądze schodzą na drugi plan. Ja uwielbiam rywalizować, nawet gdy jestem niżej w rankingu. Ja teraz zarabiam bardzo małe pieniądze i dokładam do swojego tenisa - powiedziała.