Rywalizacja światowej czołówki w tenisie ma zwykle swój stały rytm - zaczyna się od kortów twardych, potem przenosiny na ziemię, następnie trawa i powrót na "beton". W kwietniu zwykle najlepsi rozpoczynają już występy na "mączce", których zwieńczeniem jest wielkoszlemowy Roland Garros. Ale zdarzają się pewne odstępstwa i do jednego z nich dojdzie teraz przy okazji meczu Pucharu Billie Jean King w Biel. To w tamtejszej hali na twardej nawierzchni Polki w dniach 12-13 kwietnia powalczą ze Szwajcarkami o awans do listopadowego turnieju finałowego. Problem w tym, że już dwa dni później rusza mocno obsadzony turniej w Stuttgarcie na ziemi, w który wystąpi Świątek. Ale problem ten nie jest tak duży, jak się może wydawać.
Po pierwsze, tenisistce współpracującej z Tomaszem Wiktorowskim nie grozi występ w Niemczech w pierwszych dniach tej imprezy. To zawody rangi 500 i cztery czołowe uczestniczki na otwarcie dostają tzw. wolny los, przez co włączają się do gry dopiero od drugiej rundy.
- Organizatorzy wyznaczą zapewne mecz Igi najpóźniej jak się da. Zarówno w Biel, jak i w Stuttgarcie gra się w hali, a do tego jest "wolny los". Myślę, że trzy-cztery dni powinno wystarczyć na adaptację do nowej nawierzchni, gdy jest w formie - ocenia w rozmowie ze Sport.pl Klaudia Jans-Ignacik, była tenisistka, a obecnie ekspertka Canal+.
Niektórzy mogli się nieco zaniepokoić o dyspozycję Świątek po ostatnim występie w Miami. W grze Polki było sporo prostych błędów i falowania i w efekcie tego odpadła już w 1/8 finału. Warto jednak pamiętać, że na Florydzie wystąpiła zaraz po triumfie w Indian Wells. Jans-Ignacik nie ma tu żadnych wątpliwości.
- Iga jest w formie. Ile meczów przegrała w tym sezonie? (Ma bilans 22-3 - red.). Standardy wobec niej są wyśrubowane. Czasem zdarzy się jej słabszy występ, coś nie wyjdzie. Ale to może być kwestia dyspozycji dnia, a nie od razu kryzys - zapewnia była tenisistka, która specjalizowała się w deblu.
Do tego warto wspomnieć o specyfice turnieju w Stuttgarcie. Nie jest to klasyczny kort ziemny, a bardziej etap przejściowy. Niektórzy mówią, że to "beton" posypany "mączką". Jest tam ślisko, a 22-letnia Polka dotychczas świetnie się tam odnajdywała. Wygrała dwie poprzednie edycje i to jej jedyne tytuły (z łącznie 19), które zdobyła w hali. Poza warunkami, do których w ostatnich latach z łatwością się dostosowywała, warto wspomnieć też o stosunkowo niewielkiej odległości między turniejami - Biel od Stuttgartu dzieli bowiem, w przypadku trasy samochodem, niespełna 300 km.
Dwa lata temu Świątek przerobiła już bardzo podobny scenariusz. W połowie kwietnia wzięła udział w meczu Pucharu BJK z Rumunią w Radomiu (hala, korty twarde), by zaraz potem udać się do Stuttgartu. W reprezentacyjnym występie w dwóch spotkaniach singlowych straciła zaledwie gema, a tydzień później odbierała już kluczyki do porsche, tradycyjnej nagrody dla triumfatorki turnieju w Niemczech.
To wtedy świeżo upieczona wówczas liderka listy WTA stała się postrachem rywalek. Rozpoczętą w lutym 2022 r. w Dosze serię wygranych zakończyła dopiero na początku lipca, w trzeciej rundzie Wimbledonu. A 37 kolejnych zwycięstw dało jej rekord XXI w. w kobiecym tenisie. Teraz aż tak imponującej passy na razie nie ma, ale kilka bardzo dobrych występów zanotowała - począwszy od drużynowego United Cup w styczniu, przez lutowy triumf w Dosze, po marcowy w Indian Wells.
Dwa lata temu Świątek latem zaliczyła jeszcze drugą szybką zmianę nawierzchni, ale ją wspomina znacznie gorzej niż tę wiosenną. Przeważnie czołowi tenisiści Wimbledonem kończą starty na trawie, aby potem przygotowywać się do rywalizacji na kortach twardych w Ameryce Północnej. Polkę wcześniej jednak - z racji turnieju WTA w Warszawie - czekał jeszcze pojedynczy występ na ziemi. Impreza współorganizowana przez jej ojca odbywała się więc co prawda na jej ulubionej nawierzchni, ale zakłóciła typowy cykl startowy.
Świątek trenowała wtedy wcześniej na "betonie", szykując się pod ważne starty za oceanem i epizodyczne przenosiny na "mączkę" nie wypadły zbyt okazale. Ciesząca się wielkim zainteresowaniem ze strony kibiców liderka światowego rankingu odpadła w ćwierćfinale. Rok później nadrobiła to w pełni, triumfując w stołecznej imprezie, która tym razem jednak odbywała się już na kortach twardych.
Teraz więc z dość dużym przekonaniem można stwierdzić, że podobne ciężary jej nie grożą, bo zmiana nawierzchni co prawda będzie opóźniona, ale bardziej naturalna. A i przenosiny z twardej nawierzchni na ziemną uchodzą wśród tenisistów za najłatwiejsze.
- Jest to zdecydowanie prostsze niż przejście w odwrotnym kierunku. Łatwiej jest zmienić nawierzchnię szybszą na wolną. Najpierw mamy piłkę odbijającą się równo, wszystko jest takie czyste, ułożone. Potem, na ziemi, zdarzają się nierówności, piłka gdzieś odskoczy, pojawiają się przyruchy. Trzeba na to reagować - opisuje Jans-Ignacik.
Gdy już jednak tenisiści mają przed sobą część sezonu na jednej nawierzchni, ale po drodze czeka ich pojedynczy występ na innej, to pod kątem której się wcześniej zwykle przygotowują? Tej najbliższej czy tej docelowej, na którą wejdą zaraz potem? Tu finalistka Roland Garros 2012 w mikście nie ma jednoznacznej odpowiedzi.
- To indywidualna sprawa, każdy dobiera to pod siebie. Można próbować łączyć ćwiczenie elementów charakterystycznych dla gry na obu nawierzchniach. Np. tutaj już więcej ślizgów pod kątem ziemi - wskazuje ekspertka.
Jaki model wybrała tym razem Świątek? Paula Wolecka, PR menedżerka Polki, nie chciała zdradzić planu na treningi przed przenosinami do Biel. - To informacja wewnętrzna - zaznaczyła. Ale ze zdjęcia zamieszczonego we wtorek przez 22-latkę w mediach społecznościowych wynika, że pozostała przy grze na "betonie". Taki wariant ma w środowisku sporo sprzymierzeńców, którzy argumentują, że pozwala to uniknąć później mętliku w głowie.
Występ w Szwajcarii będzie pierwszym po dwóch latach przerwy startem Świątek w Pucharze BJK. Powołana była też m.in. rok temu na wyjazdowy baraż z Kazaszkami na "mączce" (przegrany przez Polki 1:3). Tuż przed pierwszym meczem turnieju WTA w Miami wycofała się jednak z powodu urazu żeber i od razu poinformowała, że nie wystąpi też w reprezentacyjnych rozgrywkach. Do gry wróciła w Stuttgarcie.
Teraz też z pewnością większym komfortem byłyby spokojne przygotowania do startów na ziemi bez dodatkowego epizodu na twardej nawierzchni, ale kluczową sprawą jest - tak ważna dla 22-latki - przepustka na igrzyska. O ile bowiem o pozycję w rankingu nie musi się ona martwić, to dodatkowym wymogiem jest określona przez Międzynarodową Federację Tenisową (ITF) liczba występów w barwach narodowych w cyklu olimpijskim. Świątek nie kryje, że drugi w karierze występ olimpijski jest jej marzeniem. A że nie grała także w dwóch ostatnich edycjach turnieju finałowego Pucharu BJK, to teraz - by zrealizować ten wymóg dotyczący kwalifikacji - jest pod ścianą.
ITF ma co prawda do przydziału kilka tzw. dzikich kart, które przyzna zawodniczkom i zawodnikom, którzy nie spełnią któregoś z wymaganych warunków. Ale nieoficjalnie już zapowiedziano przyznanie ich wracającym po przerwie macierzyńskiej Niemce Angelique Kerber i Japonce Naomi Osace oraz Dunce Caroline Wozniacki, która z myślą o igrzyskach w Paryżu wznowiła karierę po ponad trzech latach przerwy. Wszystkie trzy dzięki wcześniejszym sukcesom spełniają wymogi dotyczące takiej pomocy - są byłymi liderkami światowego rankingu i mają w dorobku triumfy wielkoszlemowe. Wszystkie trzy też znalazły się w składach swoich drużyn narodowych na przyszłotygodniowe mecze Pucharu BJK.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!