Iga Świątek w wielkim stylu zakończyła sezon. W WTA Finals wygrała pięć meczów z rzędu i to bez straty seta. Popisem były faza pucharowa, w której najpierw ograła Arynę Sabalenkę 6:3, 6:2, a w finale Jessicę Pegulę 6:1, 6:0.
Dla Polki turniej w Cancun był niezwykle istotny. Ten sezon nie układał się idealnie po jej myśli. Zdarzyły się wpadki, jak chociażby odpadnięcie w IV rundzie Australian Open, cały czas presję na nią wywierała Aryna Sabalenka. Po US Open straciła pierwsze miejsce w rankingu WTA. Po raz pierwszy od ponad roku musiała gonić rywalkę. Zwycięstwo w turnieju pozwoliło jej powrócić na pierwsze miejsce w rankingu.
Tuż po meczu Świątek nie kryła wzruszenia. Po zwycięskim punkcie padła uradowana na ziemię. Radość i ulgę widać było także, kiedy czekała na dekorację. - Wiadomo, że jakieś nerwy były. To nie jest łatwo wyjść na taki mecz w stu procentach skoncentrowanym. Cieszę się przede wszystkim, że od początku wiedziałam, jaki mam cel i niekoniecznie to było wygranie całego turnieju i zostanie numerem 1, ale jak najlepsze granie w tenisa - mówiła polska tenisistka bezpośrednio po meczu.
Świętowanie przeniosło się także do hotelu. Świątek dodała relację na Instagramie z pokoju hotelowego. Widać na niej, jak przebrana ze stroju sportowego trzyma w rękach balony z helem. W pewnym momencie zaciąga się powietrzem z balonu i ze zmienionym nie do poznania głosem śpiewa: "Mexico, Mexico". To na razie jej jedyna osobista relacja po triumfie w Cancun. Godzinę później dodała informację WTA o tym, że oficjalnie wraca na pierwsze miejsce w rankingu WTA.